Światowe Dni
Młodzieży w Krakowie dobiegły końca. Ostatni pielgrzymi opuszczają miasto. Mimo
iż także byłem zaangażowany w ochronę tego wydarzenia, znalazłem chwilę czasu
aby poprzyglądać się pracy służb. Ogólnie zabezpieczenie oceniam bardzo dobrze
i choć można się do czegoś zawsze przyczepić to nie o czepianie się tu chodzi.
Do Krakowa przybyło około ośmiuset tysięcy pielgrzymów. To sporo mniej niż
zakładano pierwotnie i chyba całe szczęście bo przepustowość ulic, mimo ich
wyłączenia z ruchu np. po mszy na błoniach, były często na granicy możliwości.
Patrol policji z bronią automatyczną w galerii krakowskiej
Słaby
punkt zabezpieczenia znalazłem na trasach przemarszów pielgrzymów – patrole oczywiście
były, jednak było ich za mało, zwykle stały jedynie na końcu i początku danej
ulicy. Gdyby coś się wydarzyło po środku to byłoby ciężko dotrzeć w to miejsce
służbom, które musiałyby pokonać uciekający w panice tłum. Np. gdyby pośrodku
Floriańskiej ktoś zaczął strzelać lub szaleć z maczetą, zbyt długo w mojej
ocenie, trwałoby dotarcie służb na miejsce i unieszkodliwienie napastnika a co
za tym idzie powstrzymanie rzezi. Na Rynku Głównym także mogło być więcej służb.
Choć trzeba także brać pod uwagę, że nie o wszystkim wiemy, często jest tak, że
służby obserwują teren skrycie aby w odpowiednim momencie zareagować. W
zabezpieczeniu ŚDM były także wykorzystywane wojskowe drony, miasto było też
patrolowane z powietrza przez kilka śmigłowców z operatorami jednostek
specjalnych na pokładzie.
Przestrzeń powietrzna była kontrolowana przez
dodatkowe radary wojskowe rozmieszczone w mieście i na jego obrzeżach. To
akurat się przydało i najpewniej zapobiegło prowokacji przeprowadzonej przez
Rosjan. Z Radomia „przypadkiem” w kierunku Krakowa leciał samolot akrobacyjny z
rosyjskim pilotem. Nim dotarł do Krakowa został przechwycony przez nasze
myśliwce. Miał on zapewne dwojakie zadanie – po pierwsze sprawdzenie reakcji
naszych służby wojskowych odpowiedzialnych za kontrolę przestrzeni powietrznej,
jej reakcji w stanie wzmożenia, a także ewentualną kompromitację tych sił gdyby
samolot jednak do Krakowa doleciał. Tu jednak cały system bezpieczeństwa także
zadziałał prawidłowo.
Największe
słowa uznania należą się jednak zwykłym policjantom i żandarmom, którzy w ostatni
dzień mokli w czasie kilku burz jakie przeszły nad Krakowem i zabezpieczali
skrzyżowania oraz trasy przemarszu wiernych.
Po odlocie Franciszka szedłem przez Rynek Główny. Było na nim jeszcze wielu pielgrzymów. Jednak zabezpieczenie było już tylko symboliczne, głównie straż miejska. To błąd - potencjalnych celów dla terrorystów było nadal sporo a zmęczenie służb z pewnością powodowało spadek czujności. Tu już uważam jest się do czego przyczepić. Tak więc jeszcze raz wszystko się udało. Na Mogilskiej w Krakowie i Rakowieckiej w Warszawie zapewne strzeliły korku od szampanów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz