O Gagauzji
czytywałem w przeszłości w nielicznie pojawiających się u nas opracowaniach więc przy
okazji wypadu do Mołdawii postanowiłem także, symbolicznie odwiedzić to
autonomiczne terytorium a konkretnie jego stolicę – Komrat.
Według źródeł Gagauzi
to prawosławny lud turecki, niektórzy twierdzą, że bułgarski. Przywędrowali na
obecne ziemie jakieś dwieście lat temu. Ich autonomia wzięła się z tendencji
przeciwstawnych najpierw do niepodległości Mołdawii a potem do nieśmiałych planów
przyłączenia się tego kraju do Rumunii. Wyrosła więc z postaw silnie pro
rosyjskich i anty rumuńskich. Gagauska autonomia posiada swój parlament oraz głowę
– gubernatora. Terytorium nie jest jednorodne i składa się z czterech obszarów
nie połączonych ze sobą, w południowej części Mołdawii. Trzy z tych obszarów
graniczą z ukraińskim obwodem odeskim. Gospodarka to przeważnie rolnictwo,
przetwórstwo i przemysł winiarski – wina z Gagauzji można już kupić w Polsce.
Jest to najbiedniejszy region Mołdawii, najbiedniejszego kraju Europy.
Na rogatkach
Komratu stał posterunek mołdawskiej żandarmerii (karabinierów), nie dokonywali
żadnych kontroli, po prostu byli obecni. Między Mołdawią a Gagauzją nigdy nie
doszło do starć, choć ponoć niewiele brakowało w październiku 1990 roku.
Uprzedzając ewentualne pytania – Gagauzja jest integralną częścią Republiki
Mołdawskiej, ma po prostu w jej ramach autonomię.
Do Komratu
przyjeżdżam marszrutką z Kiszyniowa. To nieco ponad półtorej godziny drogi.
Zostawiam plecak w hotelu i idę na miasto. Miejsca warte zobaczenia
znajdują się przeważnie przy głównej ulicy – Lenina. Natomiast życie handlowe toczy się
głównie przy równoległej do niej ulicy Zwycięstwa, choć przy Lenina też jest
kilka „lepszych” sklepów.
Centralnym
punktem miasta jest park i katedra Jana Chrzciciela o typowo rosyjskiej
architekturze z 1858 roku (inne źródło – 1820).
Idąc ulicą Lenina trzeba
zwrócić uwagę na pomnik poległych w Afganistanie a później, przy budynku
parlamentu oczywiście pomnik patrona ulicy czyli wodza rewolucji.
Warto skręcić
też w prawo do uniwersytetu i zobaczyć deptak zasłużonych. Są tam tablice
znanych Gagauzów i… m.in. takich postaci jak Heydar Aliyev czy Nursułtan
Nazarbajev.
Spacerując dostrzegłem
co najmniej trzy zachęcająco wyglądające knajpki i jedną z nich wybrałem. Było
pysznie i miło.
Na ulicach
oraz we włączonych w sklepach czy barach telewizorach, wszędzie usłyszycie
język rosyjski. Nic co mógłbym uznać za język gagauski nie udało mi się usłyszeć.
Język ten spotkać można zresztą tylko w mowie, nie jest zapisywany. Na
tabliczkach urzędów mołdawski zapisywany jest cyrylicą. Krótki październikowy
dzień, więc gdy wyszedłem z knajpy już ciemniało. Na ulicach niewielu
przechodniów. Poszedłem więc do hotelu stwierdziwszy, że chyba widziałem już
większość w stolicy gagauskiej autonomii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz