czwartek, 24 lipca 2014

Rekomendowane noclegi w Gruzji - aktualizacja 2014



Mestia
Roza Shukvani
rozashukvani@gmail.com
+995599641455
swietna kwatera, świetne jedzenie
język angielski i rosyjski

Tbilisi
Irina Japaridze hostel
Legendarne miejsce w Tbilisi, jeden z najstarszych hosteli, polecany przez wszystkie przewodniki i przeze mnie ;-)
Irina dysponuje ok 50 miejscami i bardzo pomaga turystom, jest bardzo ciepłą i wspaniałą osobą.
Rezerwacji lepiej dokonać z wyprzedzeniem
irina5062@gmail.com
+99599111669
język rosyjski i angielski

inna opcja w Tbilisi
Hostel Lion blisko stacji metra Avlabari
dobre warunki ale trochę drożej. Ul. Pahgava 36
+995555608038
Jez. rosyjski

Kutaisi
Kote ;-)
http://hostelkutaisi.wordpress.com/
język polski
bardzo pomocny i poukładany facet, który wiele może załatwić. Będziecie zadowoleni. Polecam!

inna opcja w Kutaisi
Giorgi giorgadze
ul. Czanczibadze 14
giorgihomestay14@yahoo.com
bardzo przyzwoita kwatera i solidny, kompetentny właściciel, który może nie jedno załatwić, między innymi wycieczki po atrakcjach w okolicy Kutaisi. Polecam!
Jez. angielski i rosyjski

Kazbegi
Maia Shujashvili
+995555484802
https://www.facebook.com/maia.sujashvili?fref=ts
wspaniałe jedzenie i bardzo ciepła osoba, polecam szczególnie.
jęz. rosyjski

inna opcja Kazbegi
Lia i Ramazi
+995599153639
Dobra kwatera z dobrym jedzeniem
Jeż. rosyjski

Kvareli
Iva Kuprashvili
eka_todadze@mail.ru
+995595370702
Bardzo dobra kwatera, wypasik, dobre jedzenie
Jez. rosyjski i podstawowo angielski

Sighnagi
Nukri Shengelia
Bardzo dobra, bardzo dobry gospodarz. Bez problemu może zorganizować tour po Kachetii i nie tylko oraz do Parku Narodowego Waszlowani.
+995555300378
Język rosyjski
Z Nukrim kontakt możliwy jest także przez stronę
https://www.facebook.com/gruzjawinoichleb?fref=ts
wtedy po polsku ;-)

Honor i wojna


Informacja o zestrzeleniu malezyjskiego samolotu nad Donieckiem dogoniła mnie w dzikich górach Tuszetii wciśniętych po między Dagestan i Czeczenie. Sms z Polski brzmiał wręcz niewiarygodnie. Boeing 777 i prawie trzysta osób zabitych! Dostali rakietą na wysokości dziesięciu tysięcy metrów, nie mieli szans na przeżycie. Dostali rakietą BUK. Obsługa tych systemów to robota dla wykwalifikowanych fachowców i chyba nikt nie uwierzy, że rakietę odpaliła banda pijanych i naćpanych separatystów, którzy „mundury i broń kupili w sklepie”. Rakieta niewątpliwie została odpalona przez rosyjską obsługę, która przybyła wraz z wyrzutnią przez niekontrolowany przez Ukraińców odcinek granicy. Kwestia czy wyrzutnia była rosyjska czy też pochodziła ze zrabowanych przez „zielone ludziki” zapasów ukraińskich na Krymie nie ma tu już specjalnego znaczenia – odpowiedzialność za tę straszną zbrodnie spada na Rosję, rosyjską armie i osobiście na rządzącego tym krajem pułkownika KGB.

Co na to świat? Jak zwykle nic, po za gniewnymi pomrukami. Holandia a wręcz całe NATO powinno natychmiast wysłać siły specjalne w rejon katastrofy aby uniemożliwić zacieranie śladów (teren, na który spadły szczątki maszyny jest pod kontrolą rosyjskich terrorystów). Po raz kolejny przypomina mi się sms jaki dostałem będąc w Gruzji w czasie wojny 2008 roku: „[…] Europa daje dupy jak zwykle.” Po zbrodni, którą śmiało można porównać do zamachów na WTC w 2001 roku świat pozostaje bierny i bezwolny wobec rosyjskiej agresji, zupełnie jak w końcu lat trzydziestych XX wieku pozostawał bierny w stosunku do poczynań Hitlera. Nie wiem czy to prawdziwy cytat ale Winston Churchill powiedział kiedyś, podobno, że kto wybiera hańbę aby uniknąć wojny będzie miał i hańbę i wojnę.

środa, 9 lipca 2014

Nowy Artur Rojek


Od kilku dni chodzi za mną nowy kawałek z solowej płyty Artura Rojka. Kawałek nazywa się „Syreny”. Jest zajebisty.
https://www.youtube.com/watch?v=Zcf9Wu3sy3s


Chciało by się powiedzieć że oto mamy nowy zajebisty kawałek Myslovitz! Ale to nie Myslovitz tylko samodzielny Artur Rojek. Zdawało się, że rozstanie z zespołem nie wyjdzie na dobre ani grupie ani soliście. A jednak. Grupa jakiś czas temu nagrała świetny kawałek "Trzy sny o tym samym"

a teraz Rojek wypuścił płytę z takim kawałkiem! I dobrze i niech się kręci!

To tyle refleksji na temat polskiej muzyki z twierdzy Nariala z widokiem na Tbilisi.

wtorek, 8 lipca 2014

Piwo własne


W cieszącym się coraz większą sławą wśród turystów barze Racza w Tbilisi, z krzywą podłogą i trochę odrapanymi ścianami, zamówiłem dziś jak zwykle kebaba z sałatką z pomidorów i ogórków, chleb oraz piwo. Od razu dodam, że tutejszy kebab całkowicie różni się od tego co znamy z Polski. Jest to długi wałek siekanego, opieczonego mięsa dodatkowo owinięty jeszcze lawaszem. Ale byliśmy przy piwie. Zamawiam a pani za ladą mówi mi, że niestety nie ma dziś zimnego piwa (jest potwornie gorąco i duszno) bo maja awarię i lodówka nie działa. Ale, od razu dodała, że mogę iść do sklepu i kupić sobie zimne piwko a następnie skonsumować u niej w barze ;-)  Wyobrażacie sobie coś takiego u nas? To jest właśnie ten klimat, dla którego warto tu wracać! Mam nadzieję, że nie zniszczą tego zachodzące w tym kraju zmiany ani tak zwane parcie do Europy. Oczywiście poszedłem do sklepu na rogu i kupiłem oszronioną butelkę Mtieli, którą następnie spożyłem do mojego późnego obiadu. Oj gorąco dziś było w Tbilisi…

czwartek, 3 lipca 2014

Swoją drogą to ciekawe - drugim po Polsce krajem w którym najchętniej czytają mojego bloga jest... Rosja ;-)  Czyżby aż tylu oficerów FSB znało polski?

środa, 2 lipca 2014

Granice...


W jednym ze swoich felietonów Marcin Meller opowiadał o fascynacji, jaką zawsze budziło w nim przekraczania granic państw, o pewnej „magii” tej czynności. Mam podobne odczucia jak on. Granice zawsze były dla mnie czymś ciekawym, czymś co mnie ciągnęło. W latach 80-tych już samo przebywanie w Piwnicznej, która jest strefą nadgraniczną i podglądanie patroli WOP z psami i kałachami wychodzącymi na patrol linii granicznej było dla mnie czymś nie lada atrakcyjnym. Kiedyś granica to był cały ceremoniał.
 
Nawet przekraczając banalną granicę polsko – słowacką czuło się ten dreszczyk emocji, najpierw czy się Słowacy do czegoś nie przyczepią a czepiać się lubili a potem w drodze powrotnej aby nasi celnicy nie przyczepili się lub wręcz nie znaleźli „nadprogramowego” alkoholu wiezionego do kraju. Już w technikum jeżdżąc z kumplem po Słowacji, Czechach, Austrii i Węgrzech zawsze był ten dreszcz emocji – kiedyś za tylnymi siedzeniami w mojej skodzie 105 ( jakoś w połowie lat 90-tych) przemycaliśmy dwa dwudziesto litrowe kanistry z benzyną na własne potrzeby – u nas była sporo tańsza a kasy za dużo nie było. Celnik węgierski na granicy z Austrią zagląda nam do tego schowka i… nic nie mówiąc kazał nam jechać dalej. Musiał widzieć te kanistry ;-)
 

Dziś będąc w strefie Schengen korzystamy z dobrodziejstw wynikających z tej umowy, możemy granicę przekraczać nie tylko na przejściach ale także w każdym punkcie „zielonej” granicy. Granice spowszedniały i przestały być czymś wyjątkowym, budzącym ten dreszczyk emocji. Nie trzeba paszportów a w związku z tym nie przybywa też nowych trofeów z podróży w postaci granicznych pieczątek.
 

Często wyjeżdżam poza Unię więc nie zapomniałem jak wygląda prawdziwa granica. Różne są to granice. Czasem tylko „na sztukę” jak wiele granic na Bałkanach, gdzie np. w Neum bośniaccy policjanci widząc polskie paszporty przeglądają je tylko dla zasady, nawet nie przeciągając przez czytnik, mimo, że poprzedzający nas samochód Chorwatów sprawdzili bardzo dokładnie. Granica polsko – ukraińska to nadal najczęściej jakiś przerost formy nad treścią gdzie często stoi się horrendalnych kolejkach a zwłaszcza kursowe autobusy Lwów – Przemyśl nasi celnicy potrafią rozkręcić prawie na części pierwsze poszukując kontrabandy, zresztą najczęściej zasadnie.

 
 

Swego rodzaju magicznym miejscem jest dla mnie Kremenaros – szczyt góry w Bieszczadach gdzie schodzą się trzy granice: polska, słowacka i ukraińska.
 
Jeszcze kilka lat temu wjeżdżając do Czarnogóry pogranicznicy sprawdzili mi wszystkie możliwe dokumenty z dowodem rejestracyjnym włącznie. Teraz raczej już odpuścili. Za to zawsze przekraczając granicę bośniacko – chorwacką w Starej Gradiszce mój paszport jest starannie oglądany a zdjęcie uważnie porównywane z moją facjatą. Pewnie boją się wpuścić al – kaidę z Bośni ;-)  Gdy Chorwacja jeszcze nie była w UE wracając z Bałkanów pierwszą granicą Schengen była ta z Węgrami. Celnik pyta: - cigarety? Rakija? A ja ze spokojem odpowiadam kręcąc głową: - Nie. Dobrze, że nie wnikał bo jak auto podskoczyło na nierównościach to z bagażnika dobiegał wesoły stuk szkła.

Specyficzną, ale na plus granicą jest granica gruzińska. Zwykle mili policjanci bez żadnych problemów przepuszczają na swoje terytorium, a na lotnisku w Kutaisi dodatkowo mówią po polsku „witamy w Gruzji”. Gruzińska policja jest bardzo profesjonalna i korzysta z szeregu technicznych bajerów. Ormiański naczelnik służby celnej w Bawrze na granicy gruzińsko – ormiańskiej wydając nam wizę, która była jeszcze wtedy potrzebna, po wykonanej przez siebie żmudnej pracy nanoszenia druków wiz do naszych paszportów, zaproponował wszystkim po papierosku mimo wiszącego w jego biurze wielkiego znaku zakazującego palenia. A ponieważ strasznie się rozlało to wysłał tylko mnie z paszportami pozostałych do pograniczników aby wbili pieczątkę, szto by wy nie pramokli. Zaś wracając raz z Gruzji przez Kijów na lotnisku Borispol pogranicznik mówi do mnie: - a co tam Polacy robili w Gruzji? Pogadaliśmy sobie chwilę o gruzińskim winie.

Zaś na granicy z Azerbejdżanem pociąg otoczyli żołnierze a my zastanawialiśmy się jak to będzie bo mimo, że mieliśmy już wizę to mieliśmy też w paszportach wizy armeńskie co robiło z nas automatycznie podejrzanych. Ale kontrola przeszła bezboleśnie, do łez prawie rozbawił mnie koleś z detektorem do wykrywania skażeń jaki pamiętam jeszcze z lekcji przysposobienia obronnego. Szukał bomby atomowej ;-) Inną ciekawostką było przekraczanie granicy Górskiego Karabachu – para-państwa nie uznawanego przez nikogo ale tu też nie było żadnych problemów.
 

Tak więc różnie to bywało na tych granicach i lekki dreszczyk nie raz był na plecach.