poniedziałek, 19 lipca 2021

Chersoń – miasto poza utartym szlakiem

 

Po tym jak Mołdawia odmówiła mi prawa wjazdu na swoje terytorium, pod bzdurnym i wydumanym pretekstem nie posiadania biletu powrotnego ;-) na marszrutkę ;-)))) postanowiłem twórczo wykorzystać ten czas gdyż w Odessie już nie chciało mi się siedzieć. Nie to żebym nie lubił tego miasta ale co za dużo… itd.

Dotarłem do Chersonia marszrutką z dworca Privoz po czterogodzinnej jeździe. Marszrutka zdążyła się po drodze zepsuć ale vodij sobie z tym poradził. Pierwsze wrażenia gdy oglądałem miasto zza szyb taksówki wiozącej mnie do hotelu nie były najlepsze. Zacząłem się nawet zastanawiać czy aby na pewno chciałem tu przyjechać i właściwie co ja tu robię. Ale już po pierwszym, popołudniowym spacerze w pierwszy dzień wiedziałem, że to nie była pomyłka. 


Miasto oczywiście nie powala, jest bardzo zapuszczone ale ma swój klimat. Powstało na mocy ukazu Katarzyny II w 1778 roku. Z ośrodkiem związanych jest wielu Polaków.

Udałem się najkrótszą drogą w kierunku Dniepru, dotarłem w pobliże portu i do czegoś co było kiedyś (jest nadal?) dworcem wodnym. Miejscowi się kąpali i łowili ryby. 




Nie muszę dodawać, że nie widziałem żadnych innych turystów podczas dwudniowego pobytu (konkretnie 1,5 dniowego), więc można odetchnąć od zatłoczonej, turystycznej Odessy.

Snując się uliczkami, swoim zwyczajem i nieco wspomagając się nawigacją dotarłem nawet do deptaka w jaki została zamieniona ulica Suworowa. Na wspomnianym prospekcie kręciło się niezbyt dużo ludzi a całe miasto sprawiało wrażenie prawie wymarłego. Była niedziela. Już widziałem, że na drugi dzień będzie gdzie łazikować. 













Po pewnych poszukiwaniach i wsparciu logistycznym z Polski (nie miałem internetu mobilnego) udało mi się odszukać poleconą mi w hotelu gruzińską restaurację Kazbek. Zarówno wystrój jak i sama kuchnia przeszły moje oczekiwania! Chersoń metropolią nie jest i mimo, że miasto obwodowe (wojewódzkie), nie jest to miejsce, po którym spodziewałbym się takiej miejscówki. Kelnerki ewidentnie były Gruzinkami więc należy przypuszczać, że cała obsługa zapewne jest tej narodowości co zapewnia najwyższą jakość potraw. Jeśli kiedyś będziecie w Chersoniu to odwiedźcie koniecznie (Grecka, dawniej Lenina 47)!

Zwiedzanie „na ostro” zacząłem na dzień następny. Przedeptanie całej ulicy Suworowa okazało się niełatwe bo co róż kolejne boczne uliczki wciągały mnie do siebie i dalej. Tym sposobem zapuściłem się w kilka ciekawych miejsc. M. in. do ładnie odremontowanej synagogi. 





Miasto, jak już pisałem jest mocno zapuszczone i nie znajdziecie tu odeskiego blichtru. Jest tu dużo pięknych kamienic, niestety w większości wymagających remontu. Do tego przy wspomnianym reprezentacyjnym deptaku powstaje obecnie (2021) jakiś ogromny szklano – ceglano – betonowy koszmarek. Ale te zapuszczone uliczki tworzą swój klimat, są takie prawdziwe. 













Do tego sporo ciekawych parków. Ziemne wały twierdzy wraz z bramą stanowią ciekawe urozmaicenie. Wnętrze dawnej twierdzy zamieniono w park. 




Przechodzimy przez ulicę i trafiamy do kolejnego parku, tym razem poświęconego poległym w II WŚ żołnierzom, w którym znajdziemy także monument poświęcony poległym w wojnie afgańskiej. Dochodzimy do pomnika na końcu szerokiej alei, na skraju skarpy, poświęconego wszystkim możliwym bohaterom i monumentalnymi schodami w kierunku Dniepru. 











Około kilometr wybetonowanego nabrzeża gdzie miejscowi kąpią się w rzece oraz łowią ryby. Po rzece odbywa się ruch statków i holowników. 









W innym parku z kolei znajdziemy tablicę z wizerunkami mieszkańców regionu poległych w obecnej wojnie z Rosją. 






Wyjazd do Chersonia był jak najbardziej dobrym pomysłem, alternatywą dla zatłoczonej Odessy. Miasto, gdyby miało dostęp do odpowiednich środków finansowych i było bardziej zadbane mogłoby przyciągnąć więcej turystów. Niewątpliwie ma klimat.