poniedziałek, 5 października 2020

Wzdłuż granicy wschodniej

 

Wrażenie było absolutnie niesamowite, gdy idąc przez las nagle zobaczyłem bardzo duży, jak na te warunki, cmentarz z kamiennymi nagrobkami i krzyżami, pośrodku tego lasu. Nie ma żadnej wsi, jest tylko ten cmentarz. Mimo, że wiedziałem, że on tam będzie, wrażenie było naprawdę silne. To miejsce to Brusno Stare, obszar po dawnej ukraińskiej wsi, słynnej kiedyś na dużą cześć regionu z rzemieślników wykonujących kamienne krzyże i nagrobki. Bruśnieńskie pomniki docierały nawet do Lwowa i można je dziś podziwiać także na Cmentarzu Łyczakowskim.


Już od dawna obiecywałem sobie, że przejadę po tym regionie, wzdłuż granicy z Ukrainą i pozaglądam na takie cmentarze i do różnych cerkwi tam się znajdujących, nie zawsze wychuchanych jak obecnie cerkwie w Beskidzie Niskim czy Bieszczadach ale także do tych zapomnianych, czasem popadających w ruinę. Żadne tam spektakularne widoki i zabytki przyciągające tysiące turystów, raczej zapomniane miejsca wspólnej polsko – ukraińsko – żydowskiej historii.

Ruszyłem od Medyki na północ, mijając kolejne cerkwie, cmentarze i kościoły. Nie będę wszystkich tu szczegółowo opisywał gdyż to znajdziecie w przewodnikach i internetach, nad kilkoma jednak bardziej się pochylę. 

Cerkiew w Lesznie 


Miejscowość Kalników nie jest może jakoś szczególnie interesująca pod względem zabytków, ot murowana cerkiew z 1920 roku. Miejsce jest interesujące gdyż prawie nikt z mieszkańców nie został wysiedlony w 1945 roku do ZSRR ani w 1947 w ramach akcji „Wisła” na „ziemie odzyskane”, mimo że większość stanowili wtedy (i nadal) Ukraińcy. Jest to zasługa polskiego księdza, który po prostu wystawił wszystkim katolickie metryki. Na wiejskim cmentarzu znajdziemy kilkanaście starych grobów i ukraiński pomnik. 




Cały czas przemieszczałem się mniej lub bardziej na północ. I tak dotarłem do Chotyńca z jego wspaniałą cerkwią, mijając wcześniej Hruszowice będące niedawno areną polsko – ukraińskich zatargów (cmentarz) inspirowanych przez nacjonalistyczne środowiska.

Wspomniana grekokatolicka cerkiew w Chotyńcu i jej otoczenie jest po prostu cudna. Pochodząca z początku XVII wieku drewniana, kryta gontem perełka, wpisana na listę UNESCO. Zapewne względy praktyczne – ilość wiernych, zadecydowały o dobudowaniu dodatkowego przedsionka, (babińca?), który jednak urodą nie grzeszy i wyraźnie odcina się od zabytkowej całości. Po tej cerkwi ciężko zobaczyć coś piękniejszego w okolicy, co nie znaczy, że będzie mniej ciekawie. 






Mijam kolejkę tirów stojących do granicy w Korczowej i dojeżdżam do położonej wśród drzew cerkwi p. w. Opieki Matki Bożej z 1740 roku. Przy niej zaś ciekawostka – panteon Michajła Werbićkiego (1815 – 1870), autora pieśni będącej obecnie hymnem Ukrainy. Warto wspomnieć, że utwór ten zaczyna się podobnie do naszego hymnu: „Jeszcze nie umarła Ukraina…(ще не вмерла Україна)”. 







Mijam wieś Kobylnica Wołoska z dużą cerkwią murowaną z 1924 roku 



i kieruję się do nieco większej jednostki administracyjnej – miasteczka Wielkie Oczy. Tu na uwagę szczególną zasługuje, a jakże, cerkiew jednakże wyjątkowa bo… z pruskim murem. Podobno jedyna taka w Polsce, zbudowana w 1925 roku, gdy tam byłem przechodziła akurat remont. 




Wielkie Oczy posiadają miejski układ architektoniczny, blisko rynku zobaczymy niedawno odremontowaną synagogę, w której obecnie mieści się biblioteka a niego dalej od centrum znajdziemy pozostałości po żydowskim cmentarzu. 










Zaś powyżej rynku znajdziemy kościół i klasztor dominikanów z 1667 roku. 



Wyjeżdżamy dalej, jeszcze bardziej w kierunku granicy aby zobaczyć dwie piękne ale niestety niszczejące cerkwie. Pierwsza znajduje się na starym ukraińskim cmentarzu w Żmijowiskach. 



Stojąc przy furtce tego cmentarza, jeśli się dobrze wpatrzymy zobaczymy już słupy graniczne. 



Cerkiew z 1786 roku, po wojnie została zamieniona na magazyn a obecnie niestety niszczeje, jej stan jest zły. 





Następne miejsce, kilka kilometrów dalej to Wólka Żmijowska i cerkiew z 1895 (inne źródła podają że o 100 lat starsza). Odremontowana wprawdzie w latach 90-tych, obecnie jednak niestety znów popada w ruinę. 





Na nocleg docieram do Horyńca – Zdroju ale zanim zakwateruję się w pensjonacie odwiedzam jeszcze nadgraniczny Radruż a w nim kolejną perełkę z listy UNESCO – śliczną cerkiew z 1580 roku. Zwiedza się ją tylko z przewodnikiem ale dzięki temu można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy. 


Stary ukraiński cmentarz za cerkwią

Stary ukraiński cmentarz za cerkwią









Kolejny dzień zaczynam ponownym wyjazdem do Radruża gdyż przed zapadnięciem zmroku nie zdążyłem zobaczyć jeszcze jednej cerkwi jaka się tam znajduje. Nie jest bardzo stara bo z 1931 roku ale bardzo klimatyczna i warto ją zobaczyć. 





Wracam do Horyńca, kręcę się po tym przyjemnym, niewielkim i chyba niezbyt znanym uzdrowisku oraz jego okolicach. 






Docieram do wspomnianego na wstępie Starego Brusna, po którym pozostał jedynie ten cmentarz. Wioska została spalona w 1945 roku przez wojsko polskie podczas potyczki z UPA. 








Na wzgórzu w tym rejonie możemy odnaleźć też dwa zarośnięte bunkry – pozostałości linii Mołotowa. 





Zaś w sąsiednim Nowym Bruśnie zobaczymy okazałą drewnianą cerkiew. 




Przez miejscowość Werchrata docieram do rozwidlenia dróg gdzie zostawiam samochód i dalej pieszo udaję się do ruin klasztoru Bazylianów. Warto poczytać trochę historii zanim pojedzie się na te tereny. Przewodnik, z którego korzystałem bardzo szczegółowo opisuje trudne czasy naszej wspólnej polsko – ukraińskiej historii. To na tych terenach działały silne oddziały UPA, nie można więc pominąć historii z tym związanych w miejscach, które się odwiedza. Takim miejscem jest Monastyrz – ruiny klasztoru, z którego nie pozostało zbyt wiele, jednak jest on także miejscem spoczynku żołnierzy z I wojny światowej oraz żołnierzy UPA. 









Zresztą takich miejsc jest tam znacznie więcej, na niejednym wiejskim cmentarzu, gdzie jak w Werchracie leżą i ci z UPA i ci z naszego wojska.

Kierując się w głąb Roztocza odwiedzam jeszcze cerkiew w Prusiu i Siedliskach aby opuścić nadgraniczny rejon i pooglądać nieco inne rzeczy niż przez ostatnie dwa dni. 









Ta nieco hardkorowa wycieczka po cerkwiach jest w takim wymiarze tylko dla zapaleńców ;-) Ale każdy może sobie z tego wybrać kilka najciekawszych miejsc aby je odwiedzić, ja zrobiłem przegląd dużej części nadgranicznego pasa.


PS



Zarówno w podróży jak też podczas pisania tekstu korzystałem z tego przewodnika, który gorąco polecam wszystkim wybierającym się w te rejony.