czwartek, 25 listopada 2021

Bagdad i okolice – przełamując stereotypy


Lądujemy w Bagdadzie po zmroku, gdy miasto jest całe oświetlone. Naszym oczom ukazuje się bezkres świateł. To, jedno z największych miast Bliskiego Wschodu liczy sobie co najmniej 8 milionów mieszkańców. Mimo, że przylecieliśmy teoretycznie z tego samego państwa (Irbil), to jednak musimy przejść kontrolę graniczną. Kurdystan to autonomia. Mimo posiadania irackiej wizy w paszporcie odsyłają nas do punktu wizowego. Nie jesteśmy tym specjalnie zdziwieni gdyż wiemy, że nie uznają pieczątek granicznych wbitych w Irbilu czy As Sulaimanijji. Składamy wnioski wizowe. Po chwili wychodzi oficer i mówi, że jednak nie potrzebujemy wiz bo już je mamy (te wbite w Irbilu). Mętlik informacyjno – decyzyjny jest tu straszny, podobne niejasności mieliśmy przy wylocie ze stolicy Kurdystanu gdzie dopiero pracownik linii lotniczych tłumaczył kontroli granicznej, że jednak możemy na tych wizach lecieć do Bagdadu. Tym razem przechodzimy kontrolę bez przeszkód. Wszystko nadzoruje oficer służby bezpieczeństwa po cywilnemu (bo zapewne nie jest to przedstawiciel Ministerstwa Turystyki). Wychodzimy z lotniska i podobnie jak w Irbilu trzeba się dostać do granicy strefy bezpieczeństwa wokół lotniska. Tu jednak busiki nie są darmowe (chyba 8000 dinarów). Kierowca dzwoni do naszego przewodnika i umawia się z nim aby nas odebrał. Tymczasem po wyjeździe ze strefy szykuje się „wrogie przejęcie” – busika otacza tłumek natarczywych i agresywnych taksówkarzy, którym jednak skutecznie odmawiamy. Przesiadamy się do samochodu naszego przewodnika, jest już późno więc dziś tylko hotel. Obiekt z pewnością pamięta czasy Saddama ale jest w niezłym stanie i daje radę. Śniadanie jest sycące. Wreszcie choć trochę wyspani, jedziemy zwiedzać Bagdad. Miasto to połączenie bliskowschodniego chaosu, szarości i wszechobecnego rozpierdolu w porównaniu z którym miasta post-radziecji są zadbane i uporządkowane.














 Do tego wszechobecne posterunki policyjno – wojskowe i kontrole ale to mnie wcale nie dziwi. Państwo Islamskie zostało dorżnięte stosunkowo niedawno a my przylecieliśmy raptem dzień czy dwa po dronowym zamachu na premiera kraju (nie ucierpiał ale zginęło sześciu ochroniarzy), dokonanego najprawdopodobniej przez szyickie milicje powiązane z Iranem. Mimo „jakiejś” stabilizacji będzie się tam kotłować jeszcze długo. 


Pierwszym zwiedzanym obiektem jest Pomnik Męczenników - Al Shaheed, poświęcony żołnierzom irackim poległym w wojnie z Iranem w latach 80-tych XX wieku. Nawiasem mówiąc, jedna z bardziej bezsensownych wojen, którą zaczął Saddam i nie uzyskał nic a obie strony poniosły kolosalne straty. Dwie przesunięte względem siebie kopuły w turkusowej mozaice, chronią wieczny znicz i iracką flagę. Akurat trafiamy na sporą grupę młodzieży akademickiej robiącej sobie zdjęcia przy fladze. 



Muzeum zlokalizowane w podziemiach jest nieczynne „ze względów bezpieczeństwa” czytaj – po ostatnim zamachu na premiera. Jedziemy do centrum, na stare miasto. Ponieważ panuje tam duży ruch i jest problem z zaparkowaniem, zostawiamy samochód na parkingu trochę dalej a sami łapiemy tuk-tuka, który zawozi nas do centrum. 




Jazda tym czymś to spora atrakcja ale najciekawsze dopiero przed nami… Wchodzimy w ulicę Al Mutanabi nazwanej tak od nazwiska irackiego poety z X wieku. Inaczej to ulica księgarzy. Obecnie trwa tam renowacja i stoisk nie ma aż tak dużo, poza tym władze w 2012 roku starały się usunąć sprzedawców z ulicy, zaś jeszcze wcześniej, w 2007 roku miał tam miejsce zamach bombowy, w którym część sprzedawców zginęła a część po prostu przestała handlować w obawie o bezpieczeństwo. Dziś ta ulica to przede wszystkim plac budowy, z którego już zaczyna wyłaniać się nowy kształt deptaka i odremontowanych budynków. Czy to dobrze? Pewnie tak, choć na razie panujący chaos nie pozwala przewidzieć końcowego efektu. 







Dochodzimy do przystani łódek wycieczkowych z zamiarem przepłynięcia się po Tygrysie, jednak cena (25000 dinarów od osoby) i niewielka odległość jaką byśmy pokonali (kilkaset metrów) skutecznie nas zniechęcają. 

Tygrys

Zaglądamy jednak na pobliski bazar gdzie jest nieco turystycznego dziadostwa typu magnesy ale także zabawki w kształcie odzianych na czarno gości z karabinami… ;-) 

Myślę że jednak trzeba mieć trochę zryte poczucie humoru, estetyki, taktu by w kraju, który dopiero co wygrał wojnę z ISIS robić takie zabawki ;-) 

Zwiedzamy położone obok dawne koszary osmańskie (później zajmowali je oficerowie brytyjscy), Qishla – obecnie ośrodek kulturalny. Wewnątrz obiektu, w jego ogrodzie warto zwrócić uwagę na wieżę zegarową. 





Całość pochodzi z XIX wieku. Na koniec pan z obsługi wręcza nam foldery dotyczące obiektu wydane jeszcze w latach 80-tych o czym świadczy jakość druku i papier. Początkowo zgiełkliwymi, później nieco bardziej spokojnymi uliczkami przechodzimy do medresy (Mustansiriya Madrasah) założonej w 1227 roku przez kalifa Abbasyda Al-Mustansira. Jej wizerunek widnieje na banknocie o nominale 1000 IQD. Tam zaczepia nas dwóch młodych Irakijczyków, którzy m. in. tłumaczą nam jak trudno jest cokolwiek osiągnąć w Iraku bez odpowiednich koneksji. Turysta z zachodu nadal jest tu rzadkim widokiem, młodzi korzystają więc z każdej okazji aby pogadać z kimś obcym. 








Również uliczkami i zaułkami przechodzimy do Pałacu Abbasydów.   









Powstał na przełomie XII i XIII wieku, wstęp jest płatny (dużo – 25000 IQD co jest ceną dla obcokrajowców). Specjalnie dla nas przychodzi dozorca z kluczami i otwiera zabytek.






Chcemy też zobaczyć nieodległy meczet, jednak jest zamknięty. Dookoła stosy śmieci i szmat, szarość i posterunki z pickupami z zainstalowanymi wielokalibrowymi karabinami.  


Łapiemy tuk-tuka aby wrócić na parking do samochodu. Kierowca ma jednak nieskrywaną radochę z wciskania się w każde wolne miejsce na zatłoczonej ulicy, trąbienia i wszelkich kombinacji, wołając przy tym: banzai!!!! (okrzyk japońskich pilotów – kamikadze) oraz drive!!! ;-) Ma straszną uciechę (my też) a na koniec wjeżdża pod prąd w dwu pasmową aleję (dodam, że nie on jeden bo na prawidłowym pasie jest straszny korek). Dostaje od nas napiwek. 


Przez koszmarne korki – w Bagdadzie prawie nie ma komunikacji miejskiej, jedziemy do dość odległej dzielnicy aby zobaczyć muzeum upamiętniające zabitych cywili w czasie pustynnej burzy – słynna sprawa – Amerykanie zbombardowali schron z cywilami biorąc go omyłkowo za irackie centrum dowodzenia. Zginęło kilkaset osób. Niestety obiekt jest zamknięty, fotografujemy go jedynie z zewnątrz wraz z pomnikiem ofiar.



Znów przez koszmarne korki wracamy w pobliże centrum do wypasionej restauracji zaproponowanej przez naszego przewodnika. Miejsce popularne i odwiedzane ewidentnie przez bagdadzką klasę średnio – wyższą, położone nad Tygrysem. Niedaleko jest „Zielona Strefa”, nad którą prawie bez przerwy lata wojskowy helikopter. Strefa ta jest utrapieniem mieszkańców gdyż wyłącza z ruchu spory obszar miasta położony w centrum. 


Z drugiej strony brak jednak pomysłu na zapewnienie względnego bezpieczeństwa urzędom rządowym i ambasadom. Ale bezpieczeństwo w kraju zdaje się wzrastać i być może kiedyś doczekamy likwidacji tego ograniczenia. Po zapłaceniu rachunku na poziomie przynajmniej warszawskim, jedziemy do hotelu. Po drodze jednak odwiedzamy jeszcze sklep z alkoholem – przecież na Bliskim Wschodzie trzeba się dezynfekować! W Iraku są osobne sklepy sprzedające napoje procentowe, ten w którym byliśmy znajduje się w pobliżu placu, na którym Amerykanie przy użyciu czołgu obalali pomnik Saddama Husejna po zdobyciu miasta. Zakupiony alkohol ląduje obowiązkowo w czarnej reklamówce aby nie było widać co jest w środku. Po takiej reklamówce rozpoznaliśmy potem w Kurdystanie innych turystów z Polski ;-) 

Jedna z bram do "Zielonej Strefy"

W kolejny dzień wyruszamy znacznie wcześniej aby choć częściowo uniknąć korków. Dziś chcemy jechać na południe, do Babilonu i Karbali. Do pierwszego punktu docieramy bez większych problemów choć na punktach kontrolnych sprawdzają nasze paszporty bardzo dokładnie a na jednym z nich nasz przewodnik słyszy od oficera, że Polacy zabili tu dużo ludzi. W Babilonie dostajemy miejscowego przewodnika, który oprowadza nas po ruinach mocno przetrzebionych przez niemieckich archeologów i tu także słyszymy odniesienia do stacjonowania tu naszych wojsk (w Babilonie była nasza główna baza) – cytując naszego przewodnika: - niektórzy Polacy byli dobrzy, Amerykanie wszyscy byli źli. Pamiętają nas tu i to niekoniecznie dobrze. Zwiedzamy ruiny starożytnego Babilonu – miejsca o którym chyba każdy uczył się w szkole na lekcjach historii, miejsca tak starego, że aż trudno to ogarnąć i umiejscowić w dziejach, kolebkę cywilizacji. Saddam zaczął to miejsce nieco odbudowywać, oczywiście po swojemu, a w zrekonstruowane mury wplecione były cegły z jego inskrypcją, niewiele się ich jednak ostało gdyż, jak nam powiedziano, nasi żołnierze odkuwali je sobie na pamiątkę. Przewodnik pokazał nam dziury po nich. Powiedział nam też, że… pachniemy podobnie jak nasze wojsko i że mamy ten sam szampon ;-) 











Dziury po cegłach z inskrypcją Saddama

Cegła z inskrypcją. Kilka się ostało 




Kolejnym punktem programu jest, widoczny z ruin Babilonu pałac Saddama – obecnie zdewastowany i opuszczony jednak licznie odwiedzany przez miejscowych, głównie młodzież. Duża bryła, na zewnętrznych ścianach ryciny z podobizną wodza… Cóż, jak wiadomo Saddam był niezłym zjebem.  













Wyjeżdżamy w kierunku Karbali, w której chcemy zobaczyć grób poległego w bitwie pod Karbalą w 680 roku Husajna ibn Ali - wnuka proroka Mahometa oraz meczet. Przede wszystkich zaś chcemy jednak zobaczyć City Hall – miejsce największej bitwy stoczonej przez Wojsko Polskie po II Wojnie Światowej. Na check poincie przy rozjeździe dróg na Karbalę zaczynają się jednak problemy – oficer uparcie twierdzi, że na tej wizie nie możemy jeździć po Iraku co jest bzdurą ale chłop się uparł i musimy zawrócić po godzinie stania na posterunku. Rzeczywistym powodem były polskie paszporty, tak jak już wspomniałem – pamiętają nas tu i to niekoniecznie dobrze. 


Jako zadośćuczynienie nasz przewodnik zabiera nas w nieplanowane ale za to unikalne miejsce w okolicach Bagdadu. Zigurat Dur-Kurigalzu z XV wpne robi niesamowite wrażenie zwłaszcza, że jesteśmy tam o zachodzie słońca, dzięki czemu wygląda jeszcze piękniej. Była to świątynia boga Enlila i do dziś zachował się masyw wysoki na 57 m. Wracamy do Bagdadu na kolację, dziś w nieco tańszej knajpie ale z równie smacznym jedzeniem. Po drodze na jednym z posterunków widzę zaparkowany jeden z samochodów opancerzonych marki Dzik jakie sprzedaliśmy do Iraku. Wygląda na nieruchomość… Co mnie nie dziwi (nasze wojsko już się ich pozbyło). Znów zakupy alkoholowe w wiadomym sklepie aż tu niespodziewanie po drodze do hotelu zatrzymuje nas policja. Nasz przewodnik się mocno zestresował bo mieliśmy przy sobie alkohol. Jest to taka mała paranoja – alkohol jest dostępny legalnie w wydzielonych sklepach ale jego posiadanie może być niemile widziane. Policjanci zerkają tylko w nasze paszporty i pozwalają jechać dalej – przewodnik powiedział im, że wracamy z całodniowej wycieczki i jesteśmy zmęczeni. 









W kolejny dzień rano, po śniadaniu wymeldowujemy się z hotelu i ruszamy na północ do Samary. Naszym celem jest słynny spiralny minaret z 860 roku ne. Minaret liczy sobie 55 metrów (inne źródła podają, że 52) i wchodzi się na niego zewnętrznymi schodami. W 2007 roku wpisano go na listę UNESCO. Na samym szczycie dokonano kiedyś zamachu bombowego. 







Samara jest kontrolowana przez szyickie milicje i to ich posterunki stoją na drogach. Są jednak znacznie lepiej nastawieni do turystów niż armia iracka, na punkcie przy wjeździe do miasta dostajemy eskortę oficera, który później wraca z nami na tenże posterunek. 

Wracamy do Bagdadu – dziś wylatujemy do Irbilu a pomni niejasności z naszymi wizami chcemy być na lotnisku dużo wcześniej na wypadek problemów. Dojeżdżamy do strefy bezpieczeństwa, tu żegnamy się z naszym przewodnikiem i przesiadamy się do innego pojazdu. Kontrola bezpieczeństwa przy wjeździe do strefy – jedna z pięciu. Po drodze mijamy resztki samochodu gen. Sulejmaniego z irańskiej gwardii rewolucyjnej zabitego pociskiem z amerykańskiego drona w styczniu 2020 – wrak jest zakonserwowany i ustawiony na cokole jako pomnik. Na lotnisku przy kontroli granicznej z naszą wizą nie ma żadnego problemu co tylko potwierdza podejrzenia, że do Karbali nie chcieli nas wpuścić przez polskie paszporty. Leniwie spędzamy czas do odlotu na kawie i ciastku. 

Wrak samochodu gen. Sulejmaniego 

Wyjazd do Iraku „właściwego” odbył się niejako przy okazji pobytu w irackim Kurdystanie. Narzuciliśmy sobie dość spore tempo co skutkowało dużym zmęczeniem. Tempo nie słabło też w Kurdystanie. Świadom tego, że widziałem atrakcje turystyczne jakie mało kto oglądał, przynajmniej przez ostatnie 20 lat (oprócz naszych żołnierzy), bardzo się cieszę, że miałem taką okazję. Podróżując do tak mało turystycznego i tak zmilitaryzowanego kraju warto było wynająć miejscowego przewodnika, który umie się poruszać po miejscowych realiach, bez niego być może nie udałoby się nam nawet opuścić Bagdadu, jednocześnie podróżując wygodnie i komfortowo. Irak ma wiele do zaoferowania, dla wielbicieli zabytków i historii to jest absolutny sztos i jeśli sytuacja w kraju będzie się stabilizować to za kilka lat z pewnością ten kraj zaistnieje jako nowa turystyczna destynacja – z doświadczenia wiem, że ludzie szukają nowych kierunków. Warto także dodać, że iracki eksperyment z demokracją, jaka by ona ułomna nie była, jednak działa, odbywają się kolejne wybory i następują pokojowe przekazania władzy. Jeśli uda się zachować stabilność to przy posiadanych złożach ropy ten kraj powinien się rozwinąć, co niekoniecznie musi mieć jednak przełożenie na zasobność portfeli szarych obywateli.


Informacje praktyczne:

- Loty – sporo połączeń z Europy przez Stambuł ale nie tylko,

- waluta – iracki Dinar (IQD) ale koniecznie trzeba zabrać USD, w wielu miejscach można nimi płacić. W listopadzie 2021 1 USD = 1460 IQD. Płatności właściwie tylko gotówką, bankomatów nie widziałem.

- Paszporty zawsze ze sobą z wbitą wizą. Wiza 70$ na lotnisku po przylocie (Polska jest w grupie krajów, której obywatele mają taką możliwość).