czwartek, 6 sierpnia 2020

Słowackie Bieszczady i nie tylko

Już od dość dawna myślałem o wyjeździe w te rejony. Zwłaszcza, że nasze Bieszczady są potwornie zadeptane i jest w nich masa ludzi a w sezonie to już nie wspomnę. Pamiętam gdy rok temu przekroczyłem granicę z Ukrainą na zaimprowizowanym na kilka dni przejściu Wołosate – Łubnie, znalazłem się nagle w innym świecie – z zatłoczonych i rozwrzeszczanych naszych Bieszczad wszedłem nagle w cichy i swojski świat ukraińskich Karpat. To była odczuwalna różnica.

https://zewszystkichstron.blogspot.com/2019/08/inny-swiat-o-krok.html 

Wyruszyłem więc do Słowacji B, położonej po całkiem przeciwnej stronie niż Bratysława i jak pisze Andrej Ban w swojej książce, o której słowacka stolica najchętniej by zapomniała. Jedziemy więc do miejsc gdzie w mniejszych wioskach pozamykały się sklepy, gdzie stoi sporo opuszczonych domów i gdzie widziałem tylko dwie stacje benzynowe – w Sninie i w Stakcinie. W rejonie Humennego jest więcej. Więcej o tej mniej znanej Słowacji przeczytacie w tej książce:

https://zewszystkichstron.blogspot.com/2020/07/son-na-zemplinie.html 

Nie oczekiwałem aż takiej ciszy i spokoju w Bukovskich Vrchach czyli w słowackiej części Bieszczad ale z całą pewnością było tam mniej ludzi niż u nas.

Wyjazd potraktowałem raczej krajoznawczo – rozpoznawczo. Stacjonowałem w Sninie w hotelu czy też penzionie z dobrym jedzeniem, bo to podstawa ;-) . Snina daje nam to, że dysponując samochodem, możemy dojechać w różne poprzecinane górami części i doliny, które nie są ze sobą w żaden sposób połączone – więc tak czy inaczej trzeba by wracać do Sniny a miałem zamiar popenetrować trochę więcej niż tylko góry na granicy z Polską, ogólnie część północno – wschodnią naszego południowego sąsiada. 


Na drugi dzień po przyjeździe, jako że pogoda była niepewna, na pierwszy ogień do zwiedzania poszły cerkwie znajdujące się na południowy – wschód od Sniny, na pograniczu Kraju Preszowskiego i Koszyckiego. Wędrówkę po wszystkich odwiedzonych przeze mnie cerkwiach w tym rejonie opisuję tutaj:

https://zewszystkichstron.blogspot.com/2020/07/horny-zemplin-i-jego-cerkwie.html 

Po powrocie do Sniny stwierdziłem, że trzeba odnaleźć centrum miasta. Najpierw pokrążyłem samochodem, potem pieszo. Okazało się, że to ja mieszkam w centrum! ;-) Niedaleko znajdował się deptak, nic ciekawego ale jest i nawet wieczorem jest na nim jakieś śladowe życie co na Słowacji nie jest wcale takie oczywiste ;-) 




W mieście trzeba zwrócić uwagę na świeżo odremontowany pałac i to właściwie tyle atrakcji. 


Na następny cel obrałem masyw Wyhorlat i górę Sninski Kamień (1006 mnpm). Co ciekawe szlaki są poprowadzone przez teren poligonu wojskowego i turysta ma obowiązek sprawdzić np. w informacji turystycznej czy szlaki są dostępne. W pewnym sensie „wchodzisz na własną odpowiedzialność”. 



Oczywiście przesadzam ;-) 

Ruszyłem od Zemplinskiej Hamre, żółtym szlakiem. Gęsty, przeważnie bukowy las zasłania wszelkie widoki, podłoże jest mocno kamieniste i poprzerastane gęsto korzeniami. Niestety miałem buty o dość wytartych już podeszwach (moje niedopatrzenie), więc czułem i każdy kamień i każdy korzeń a schodząc z Sedla Tri Tably do Morskiego Oka zaliczyłem niezłą glebę na śliskim szlaku. 




Tak, Słowacy mają też swoje Morskie Oko, właśnie w masywie Wyhorlat. Cóż powiedzieć, nad tym naszym byłem raz w życiu jako dziecko ;-) , to słowackie ma dość zarośnięte brzegi i chyba ładniej prezentuje się ze szczytów masywu niż z bliska. 





Nad brzegiem jest schronisko i bar więc można nawodnić organizm znakomitym słowackim ciapowanym piwem. 


Potem niestety, chcąc iść na Sninski Kamień, tak jak ja, trzeba zrobić ponownie tą samą drogę tylko dość mocno pod górę. Wszystkie niedogodności wynagrodzi nam jednak widok ze wspomnianego szczytu. Tabliczka ogłaszająca szczyt jest pośrodku niczego, w gęstym bukowym lesie i nic nie widać. Jednak tuż obok znajduje się Velki kamen i Maly kamen i na jeden z nich lub na oba trzeba się wdrapać. Nie, nie chodzi o wspinaczkę skałkową, ja wybrałem Velki, na którego szczyt wychodzi się dość stromymi stalowymi schodkami. I teraz można napawać oczy! W każdym kierunku! Tak, z tego punktu widać już ukraińską część Karpat. Zobaczcie sami jakie widoki! 


















Ciekawym miejscem jest z pewnością zalew Starina – ujęcie wody pitnej dla sporej części Słowacji. Turystycznie słabo wyeksponowany, tylko jeden mały taras widokowy w dodatku nieoznaczony ale warto, choć na chwilę się tam zatrzymać. 




Inną częścią wyjazdu było zwiedzanie Humennego, do którego ostatecznie nie doszło ;-) . Postanowiłem najpierw zwiedzić ruiny dwóch zamków znajdujących się pod miastem, najpierw Brekov a potem Jasenov. Pierwszy powstał w latach 1295 – 1307 a o drugim pierwsza wzmianka pochodzi z 1328. Ich zadaniem było m.in. strzeżenie szlaku handlowego do Polski. 










Oba legły w gruzach podczas kolejnych zakrętów historii tych ziem. Co ciekawe właściciele Jasenova bili w nim fałszywą monetę za co zostali ukarani. 










Do obu zamków trzeba się wspiąć, a że panował straszny upał i zaduch to po zwiedzeniu drugiego stwierdziłem, że jestem tak przepocony i śmierdzący, że zwiedzanie miasta Humenne zostawię sobie na inny raz.

Jeśli znudziły się Wam potwornie zatłoczone polskie Bieszczady to gorąco polecam te słowackie. Klimat po trosze Beskidu Niskiego, po trosze Biesów, bez tłumów, bez napinki, ze słowackim spokojem i bez lampucer idących w szpilkach na Tarnicę.


PS

Polecam Wam ten blog o Bukowskich Górach, znajdziecie tu sporo ciekawostek:

http://bukovskevrchy.pl/ 

PS 2

Znajdujecie się w rejonie nadgranicznym, zewnętrznej granicy UE. Po górach i przygranicznych wioskach krążą patrole policji w oznakowanych i nieoznakowanych jeepach, pamiętajcie o posiadaniu dokumentów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz