Byłem w
Bordżomi wielokrotnie z grupami i zawsze mi się wydawało, że tak naprawdę nie ma
tam nic ciekawego do zobaczenia ale jeździ się tam obowiązkowo bo przecież
najsłynniejsze i najbardziej pożądane uzdrowisko w byłym ZSRR. Jednak już od
dłuższego czasu myślałem nad tym, aby kiedyś więcej pokręcić się po tym
mieście, nie tylko godzinę – półtorej jazdy obowiązkowej z turystami. Na koniec
zeszłorocznego sezonu, gdy kac po radosnym odprawieniu do Polski ostatniej
grupy już minął, postanowiłem poszwędać się tam trzy dni. Przyjechałem z
Kutaisi z przesiadką w Khashuri. Wokół piękna gruzińska złota jesień. Pomyślałem:
nie mogę pojechać w Bieszczady to Bieszczady przyjechały do mnie. Takie
skojarzenie nasunęło mi się patrząc na góry w koło miasta.
Zostawiłem plecak w
hotelu i poszedłem się pokręcić. Kręcenie się jest dla mnie jedną z najbardziej
lubianych rzeczy w turystyce. Czasami im bardziej bezcelowe tym lepiej.
Bordżomi jako
miejsce z właściwościami leczniczymi zostało odkryte w czasie wojen tureckich w
XIX wieku. To właśnie tam zwieziono rosyjskich rannych, często w stanie nie
rokującym żadnej nadziei. Jednak specyficzny mikroklimat tego miejsca oraz
miejscowa woda mineralna sprawiły, że wielu z nich wyzdrowiało. Zajmujący się
rannymi lekarz wojskowy zaraportował do cara opisując zaskakujące wyniki
leczenia. Tak narodziło się słynne uzdrowisko. W czasach carskich oczywiście
tylko dla elit. W okolicy pobudowały się rezydencje w tym oczywiście carska
oraz… perskiego posła, który tu rezydował i omawiał polityczne interesy z
vice-królem lub samym carem. W czasach sowieckich zaś nastąpił prawdziwy boom,
pobudowano wielkie sanatoria dla klasy pracującej miast i wsi z całego ZSRR. Dostać
tam przydział na wczasy to było nie byle co.
Dziś śladem
po dawnej świetności z czasów radzieckich, świadczącym o popularności tego
miasta jest zabytkowy rozkład pociągów na stacji kolejowej gdzie można znaleźć
miasta niemal z całego dawnego kraju rad. Ze stacji zaś w dzisiejszych czasach
odjeżdżają jedynie dwie elektriczki do Tbilisi, dziennie.
Cóż jeszcze
pozostało? W części sanatoriów w latach 90-tych zakwaterowano uchodźców z
Abchazji, którzy traktując to miejsce jako tymczasowe, przyczynili się do jego
dewastacji. Inna sprawa, że nikt o te budynki nie dba już od lat. Sami uchodźcy
nadal tam mieszkają a nędzny wygląd tych budynków robi dość przytłaczające
wrażenie. Choć znajdują się one głównie na obrzeżach. W samym mieście
znajdziecie liczne hotele i kwatery prywatne, po sezonie raczej puste.
Koniecznie trzeba odwiedzić park zdrojowy z pierwsza rozlewnią wody mineralnej,
zrewitalizowaną m.in. z funduszy rozwojowych polskiego MSZ. W samym parku
oczywiście najważniejszym miejscem jest źródło Yekaterina. Wyjechać kolejką na
wzgórze nad miastem, posnuć się po uliczkach, zobaczyć ruiny twierdzy.
Miasto
może nie powala swoją urodą ale jednak ma swój klimat, choć musiałem się do
niego przekonywać przez kilka lat. Bordżomi to także dogodny punkt wypadowy do
zimowego kurortu Bakuriani (polecam przejazd kolejką wąskotorową z obłędnymi
widokami) oraz w otaczające góry – Park Narodowy Bordżomi – Karagauli. A na
koniec polecam bazarek przy wejściu do parku zdrojowego i koniecznie zakup warienja
z szyszek (coś w rodzaju syropu zawierający całe małe szyszki z miejscowych
sosen. Szyszki także się konsumuje), idealne przy kaszlu i przeziębieniach.
Bordżomi da
się lubić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz