Na pierwszy
ogień mojego pobytu w Rumunii poszła jej część północna, dla mnie bardzo
atrakcyjna bo, jak mi się zdawało bardziej dzika. Góry regionu Maramuresz
przypominają mi nieco nasz Beskid Niski. Ale ten region to przede wszystkim
wspaniałe kościoły ze strzelistymi wieżami, zbudowane z drewna, kryte gontem, o
wysokich spadzistych dachach. Wiele domostw posiada wspaniałe rzeźbione
drewniane bramy, często bardzo wysokie. Drewniane cerkwie i bramy – to rzuca
się w tym regionie najbardziej w oczy. Nic dziwnego – jego mieszkańcy już od
dziewięciu wieków słyną ze wspaniałych umiejętności ciesielskich. Uwagę
zwracają także fantastycznie rzeźbione, rozłożyste krzyże.
Dojeżdżamy do jednej z wsi, nieco oddalonej od
głównej drogi, krótko mówiąc trochę już zadupie, droga marna. Zatrzymujemy się
pod sklepem, pod którym trwa w najlepsze impreza miejscowej młodzieży – siedzą
sobie z piwkami a z zaparkowanego obok passata cc leci rumuńska popsa. Ruszamy
pieszo w stronę cerkwi a z nikąd pojawia się facet, wyciąga z kieszeni klucze i
pokazuje na cerkiew. Otwiera nam ją i dzięki temu możemy zobaczyć jak wspaniała
jest w środku.
Dzień, w
którym jeździmy po Maramuresz to niedziela. Z tej okazji widzimy mnóstwo
odświętnie ubranych kobiet udających się do kościoła w odświętnych bluzkach
często z ludowymi motywami, chustkach na głowie oraz nietypowych
rozkloszowanych spódnicach. Mężczyźni, zwłaszcza starsi obowiązkowo w
kapeluszach.
Mówiąc o tym
regionie nie można nie wspomnieć o kolejnym zadziwiającym miejscu – „wesołym
cmentarzu” znajdującym się w miejscowości Sapanta, przy samej ukraińskiej
granicy. Wiele lat temu miejscowy rzemieślnik zaczął malować na nagrobkach
historie życia zmarłego oraz w zabawny sposób opisywać nieboszczyka. Pomysł
chwycił i obecnie znajduje się tam cmentarz jakiego nie znajdziecie nigdzie
indziej.
Podczas
pobytu w Maramuresz niestety nie udaje nam się załapać na wycieczkę leśną
kolejką w góry, w las w kierunku ukraińskiej granicy – bilety są wyprzedane na
kilka dni w przód. Jest więc powód aby tam jeszcze wrócić…
Wspinamy się
drogą do przełęczy Pryslop, mijając kolejne spektakularne serpentyny,
wyjeżdżamy zza kolejnego zakrętu i nagle naszym oczom ukazuje się coś
wspaniałego – monastyr zbudowany na samej przełęczy! Widok przyprawia o solidny
opad szczęki! To co widać z samej przełęczy również.
Na drugi dzień
rozpoczynamy rajd po kolejnej wielkiej atrakcji Rumunii – po malowanych
monastyrach, z których słynie Bukowina. Jest to coś niesamowitego i coś czego
nie zobaczymy nigdzie indziej! Jeździmy cały dzień od jednego do drugiego a i
tak zobaczyliśmy zaledwie kilka z nich. Do tego położenie – góry, które tym
razem przypominają nasze Bieszczady.
Naprawdę
warto odwiedzić Rumunię i warto odwiedzić Maramuresz i Bukowinę. I zostać tam
trochę dłużej niż my, ale cóż – czas nas gonił aby zobaczyć też inne ciekawe
miejsca w tym ciekawym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz