Jak się
okazuje kupno stołu w Gruzji nie jest rzeczą ani łatwą ani szybką. Pojechałem
do miasteczka we wschodniej Gruzji, w regionie Kachetia załatwić sprawę, w czym
pomagał mi mój dobry znajomy. Sprawę załatwiłem pozytywnie ale nie wracałem od
razu do Tbilisi tylko pojechaliśmy kupić stół – do znajomego przyjeżdża coraz
więcej turystów więc potrzebował większy stół aby ich gościć na swojej
werandzie, z której roztacza się obłędny widok na miasto i Kaukaz w pogodne
dni. Pojechaliśmy więc do sąsiedniego miasteczka do sklepu meblowego.
Oczywiście cała obsługa to znajomi mojego znajomego – w Gruzji wszyscy się
znają ;-) Rozmowy, wybieranie, żarty i przekomarzania. Po gruzińsku i trochę,
ze względu na moją obecność, po rosyjsku abym był „w temacie”. Wreszcie
wybraliśmy stół, kolega zapłacił ale nie ma tak łatwo. Zanim stół został
przygotowany do transportu mój znajomy poszedł do sklepu, kupił chaczapuri,
lody i lemoniadę. Siedzimy w biurze, rozmawiamy i wcinamy. Po prostu to
spotkanie nie mogło się tak skończyć, tak zwyczajnie, formalnie jak u nas. Bo
to jest Gruzja…
PS
Nie mogę nie
wspomnieć o rekwizytach jakie leżały w sklepie aby bardziej życiowo i
praktycznie wyglądały prezentowane tam meble. Na jednym ze stolików leżały…
fałszywe dolary, butelka dobrego zachodniego alkoholu i… atrapa pistoletu ;-)
Brakowało tylko „ścieżki” ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz