https://www.youtube.com/watch?v=_YTzCQvYL5o
Trafiłem bowiem do schroniska, we wtorek, po sezonie
zarówno ich sezonie jak i moim. Już drugi sezon obiecywałem sobie, że jak
skończę to pojadę w góry. Nasze, polskie, moje ulubione Beskidy albo
Bieszczady. No i dotarłem. Szwagropolem o 6:50 z Krakowa do Sącza a potem busem
do Rytra. A potem trzeba się było wydrapać z plecakiem pod góreckę, co przy
mojej obecnej kondycji łatwe nie było. Ale dotarłem do jednego z moich
ulubionych miejsc – na Cyrlę.
http://www.chatki.com.pl/cyrla.html
Dobre warunki, wspaniała kuchnia i piękna pogoda, prawdziwie złota polska jesień. Obiecałem sobie, że po sezonie turystycznym w Gruzji zaszyję się chociaż na dwa – trzy dni gdzieś w górach, tak żeby spotkać najlepiej jak najmniej osób. Schronisko prawie puste więc idealnie, na szlakach też nie za dużo ludzi choć i tak więcej niż myślałem, toż to środek tygodnia. Po spacerach po okolicy wróciłem ok. 16tej do schroniska, zamówiłem jedzenie i gdy już niosłem czarkę z barszczem do stołu to siedzący na ławie wielki wypasiony rudy kot postanowił zaatakować – z dużym impetem trącił moją rękę swoją głową akurat gdy stawiałem zupę na stole! Oczywiście trochę się rozlało. Uzyskał tylko to, że został przegoniony z jadalni. Potem była „specjalność zakładu” czyli kiełbasa po łabowsku. Jak zwykle bezkonkurencyjna. A potem wygodny pokój, ciepły prysznic i miód pitny na zakończenie dnia…
Po dwóch dniach spacerów po pobliskich terenach
zadowolony wróciłem do Krakowa. http://www.chatki.com.pl/cyrla.html
Dobre warunki, wspaniała kuchnia i piękna pogoda, prawdziwie złota polska jesień. Obiecałem sobie, że po sezonie turystycznym w Gruzji zaszyję się chociaż na dwa – trzy dni gdzieś w górach, tak żeby spotkać najlepiej jak najmniej osób. Schronisko prawie puste więc idealnie, na szlakach też nie za dużo ludzi choć i tak więcej niż myślałem, toż to środek tygodnia. Po spacerach po okolicy wróciłem ok. 16tej do schroniska, zamówiłem jedzenie i gdy już niosłem czarkę z barszczem do stołu to siedzący na ławie wielki wypasiony rudy kot postanowił zaatakować – z dużym impetem trącił moją rękę swoją głową akurat gdy stawiałem zupę na stole! Oczywiście trochę się rozlało. Uzyskał tylko to, że został przegoniony z jadalni. Potem była „specjalność zakładu” czyli kiełbasa po łabowsku. Jak zwykle bezkonkurencyjna. A potem wygodny pokój, ciepły prysznic i miód pitny na zakończenie dnia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz