Po wielu latach jeżdżenia do Gruzji, wreszcie
zawędrowałem do Chewsuretii – regionu na Wysokim Kaukazie, sąsiadującego z
równie dziką Tuszetią. Droga jest lepsza niż do tej ostatniej, szersza a co za
tym idzie bardziej bezpieczna. Ale to nie znaczy, że nie stoją przy niej
kapliczki upamiętniające tych, którzy na tej drodze zginęli. Szatili, będące
„stolicą” regionu jest bardzo ciekawym miejscem, ze swoimi wieżami mieszkalno –
obronnymi a raczej z cała twierdzą, która kiedyś skutecznie opierała się
najeźdźcom, głównie Czeczenom.
Robi wrażenie. Odległe o ok. 40 minut jazdy Muco, to
już co prawda wymarłe ale robiące wrażenie miejsce. Obecnie poddawane jest
renowacji. Po między tymi miejscami gdy jedziemy drogą, zbliżamy się
niebezpiecznie do granicy z Czeczenią. Na wzgórzu, niedaleko możemy zobaczyć
rosyjski posterunek graniczny z rosyjską flagą na maszcie. Kiedyś, za czasów
Związku Radzieckiego do Czeczenii z Chewsuretii prowadziła droga szutrowa, dziś
zamknięta szlabanem z tabliczką zabraniającą wstępu. Przebywać tam mogą jedynie
gruzińscy pogranicznicy, których zresztą widzieliśmy.
Muco
Dalej już tylko Czeczenia...
Posterunek rosyjskich pograniczników po czeczeńskiej stronie granicy
Ciekawa kraina, mająca swoją mitologię, literaturę,
surowe tradycje i nie tylko.
Siedziałem wiec sobie na werandzie naszej kwatery,
mimo dojmującego wrześniowo – październikowego zimna. Opatuliłem się moją
czarną przeciwdeszczówką, ubrałem na głowę kaptur ale przede wszystkim raczyłem
się 70% procentową czaczą. Do tego muzyczka z mp3 w telefonie, gwiazdy na
niebie i byłem przez chwilę w raju. A potem spokojny sen do rana w dresie i
polarze pod kołdrą i dwoma kocami – temperatura na zewnątrz nie różniła się
jakoś znacznie od tej w pomieszczeniu. Na pewno w przyszłym roku chcę tam
jeszcze wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz