Niedawno w jednej z grup na facebooku toczyła się
(dość niemrawo i bez polotu) dyskusja czy jest sens bronić się przed ewentualną
inwazją rosyjską na Polskę czy lepiej od razu przejść do działań partyzanckich
i konspiracyjnych aby nie doprowadzić do wielkich strat materialnych. A wiec –
bronić się czy nie? Zapewne do głosu dojdą tu dwie grupy, nazwijmy ich „racjonaliści”
i „militaryści” (można inaczej). „Racjonaliści” z pewnością będą udowadniać, że
obrona nie ma sensu bo nasza armia i tak nie obroni naszego terytorium lub jego
części. „Militaryści” będą zaś przekonywać, że walczyć trzeba, choćby po to aby
zadać przeciwnikowi jak najdotkliwsze straty, związać w walce jak największe
siły wroga i dać czas sojusznikom na reakcję. Będą też oskarżać „racjonalistów”
o brak patriotyzmu, wygodnictwo i dbałość wyłącznie o własne cztery litery. Jak
jest naprawdę? Jak powinno zachować się nasze społeczeństwo, państwo, armia w
przypadku bezpośredniej agresji (lub pośredniej, przy użyciu „zielonych
ludzików”)?
Spawa nie jest prosta. Oczywiście skłaniam się do
opcji „walczyć” – nie możemy oddać bez walki naszego terytorium, choćby dlatego,
że nie bylibyśmy wiarygodni dla naszych sojuszników i wtedy z całą pewnością
nikt nie miałby zamiaru umierać za Gdańsk. Inna sprawa, że jakoś słabo wierzę w
naszych sojuszników z NATO i w to, że będą nas bronić. Mimo wszystko uważam
jednak, że trzeba walczyć całą siłą naszej armii i społeczeństwa. Tak,
społeczeństwa, bo obrona Ojczyzny to nie tylko rola i obowiązek armii ale
całego narodu. I tu, jak sądzę pojawia się problem – jak to – spyta pewnie
niejeden – mamy prowadzić wojnę? Po co? Dlaczego? Nasze społeczeństwo, które
zaczęło się już trochę dorabiać może nie być skore do poświęceń i utraty tych
dóbr, na które tak ciężko pracowało. Jest grupa osób, także w moim otoczeniu,
które zapewne podejdą do tematu „racjonalizatorsko” – część z nich po prostu od
razu wyjedzie z kraju – przecież są obywatelami świata i jak nie tu to tam, nie
oddadzą swojego w miarę wygodnego życia i majątku za kraj. Nie zaryzykują
spalenia i całkowitego zniszczenia swojego kupionego na raty mieszkania no i po
Be Em Wu może im przejechać ruski czołg i nic z niego nie zostanie, choć
najprawdopodobniej po przystawieniu kałacha do głowy po prostu oddali by swoje cacko
bez szemrania. Innym problemem jest roszczeniowa postawa wielu młodych (i nie
tylko młodych bo około 30tki) ludzi, którzy powiedzą: płacimy podatki na wojsko
więc niech nas broni (tematem pokolenia Y „powalczę” w jakimś kolejnym tekście).
Nie. Obrona kraju to obowiązek wszystkich obywateli, bez wyjątku, czy masz
przeszkolenie czy nie.
Edukować oczywiście trzeba młode pokolenia ale nie w
duchu nacjonalistycznym ale prawdziwie patriotycznym bez zawłaszczania prawa do
tegoż patriotyzmu przez jakiekolwiek partie polityczne. Mamy zawodową armię,
której z roku na rok topnieją rezerwy. Niech ta armia pozostanie zawodowa –
operacyjny komponent sił zbrojnych ale niech jednocześnie każdy facet mogący
służyć w armii odbędzie powiedzmy trzymiesięczne przeszkolenie, obowiązkowe, w
rejonie swojego miejsca zamieszkania w oddziałach terytorialnych tak aby w
razie „W” nasycenie terenu wojskiem było wystarczająco duże i aby wizja
nieustannej wojny partyzanckiej, prowadzenia działań nieregularnych przez
przeszkolonych do tego ludzi, z przygotowaną infrastrukturą i zapleczem
spędzała sen z powiek ewentualnym agresorom, by była dla nich kosztowna i
wiązała znaczne siły w przypadku chęci okupowania naszego terytorium. To są
elementarne podstawy prowadzenia odpowiedzialnej polityki pro obronnej. Do tego
mądre inwestowanie w armię odpowiednich środków finansowych. I budowanie pro
obronnej świadomości społecznej.
To wszystko zapewne jest niepopularne o czym piszę.
Ale konieczne do skutecznej obrony kraju. W świetle wydarzeń na Ukrainie
wszystko nabiera innego znaczenia.
Na koniec coś z humorem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz