Przychodzę
dziś, po półtorarocznej przerwie do mojego ulubionego baru Racza z krzywą
podłogą, na ulicy Lermontowa w Tbilisi, zamawiam jedzenie i piwko, siedzę,
konsumuję a przy sąsiednim stoliku siedzi facet i dwie kobiety, coś tam sobie
popijają sadząc po stuku kieliszków oraz jedzą (siedziałem plecami do nich). Po
chwili, słyszę, zaintonowali jakąś pieśń gruzińską. Trochę pośpiewali, potem
przycichli. Po chwili znów. Głosy mieli wspaniałe, jak większość Gruzinów. Po
chwili do knajpy weszło jeszcze troje ludzi – facet i dwie kobiety. Siedli przy
sąsiednim stoliku, zamówili. Wcześniejsi znów coś zaśpiewali. Nowi się przyłączyli.
Z niczego zrobiła się fantastyczna atmosfera i klimat. Ot tak, zwykli Gruzini w
zwykłym gruzińskim barze dla lokalsów, do którego jednak zaczyna przychodzić
coraz więcej turystów.
To jest ten
klimat, dla którego warto tu wracać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz