poniedziałek, 12 listopada 2018

Kler


Wróciłem wreszcie do kraju więc czas nadrabiać zaległości. Zwłaszcza te kulturalne.
Wreszcie mogłem pójść na „Kler” Wojciecha Smarzowskiego. Zaczyna się niczym „Drogówka” albo „Psy” – pijaństwem. Ale pijaństwo to tylko wierzchołek góry lodowej, która odsłania się wraz z każdą minutą filmu. Korupcja pod różnymi postaciami, układy, układziki, podsrywanie i załatwianie własnych interesów pod pozorem dobroczynności. Taka patologiczna korporacja. Do tego, zgrabnie pokazany, bez epatowania przemocą, problem pedofilii i kościele.
Szukający taniej sensacji nie znajdą w filmie brutalnych scen. Zobaczą za to uwikłanie sprawców w swoją, często tragiczną przeszłość.
Zawsze gdy Smarzowski robi nowy film to jest o nim głośno i ludzie idą do kin. Tu jednak zadziałało co innego – sukces kasowy filmu jest zasługą samego kościoła i obecnej władzy. Gdyby nie szum jaki zrobili protestując przeciw temu obrazowi, zapewne nawet połowa z osób, które poszły na niego do kina nie zwróciłaby na ten film uwagi. Nadgorliwość zawsze była gorsza od faszyzmu (bez skojarzeń albo właśnie ze skojarzeniami…). 


PS
Taki sam szum pamiętam w latach 90-tych gdy wchodził film „Ksiądz” o funkcjonariuszu kościoła, który był gejem. Też widownie napędziły protesty kleru a na salach kinowych byli nawet ochroniarze ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz