Prognozę
sprawdzałem starannie i od kilku dni często. Miała być pogoda. I była. Ale jak
to mówią początki są trudne. Skoro świt a właściwie jeszcze przed świtem
pojechałem do Rytra w Beskidzie Sądeckim bo już od dawna narastała we mnie
tęsknota za Beskidami. Za tym żeby się gdzieś ruszyć. Po moich ulubionych
górach. Na pierwszy ogień poszła Cyrla bo blisko, łatwo i dobre jedzenie w
schronisku. Zostawiłem samochód przy stacji kolejowej i ruszyłem. Już przy pierwszym
nieznacznym podejściu poczułem i wręcz usłyszałem jak moje zastane przez cały rok mięśnie i stawy
wręcz wołają: - przestań!!!! I strasznie przeklinają. Po rosyjsku! ;-)
Pół roku
spędzone w Gruzji to praca w dużej mierze w pozycji siedzącej podczas
przejazdów w autobusach itd. Z wyjazdów do Dawid Garedża już właściwie
zrezygnowaliśmy ze względu na stan drogi a to był jedyny moment aby zażyć
trochę ruchu pod górę. Tak więc siedzący tryb życia. W autobusie i przy
gruzińskim stole. Albo przy komputerze.
Na szczęście
po jednym czy dwóch kilometrach poczułem jak mnie „puszcza” i mój organizm
zaczyna normalnie pracować. Doszedłem do schroniska, posiedziałem sobie chwilę
na zewnątrz w pięknym słońcu a potem bufet i herbatka, kawka i ciastko ;-)
Musiałem
niestety dość szybko wracać do Krakowa bo czekało mnie jeszcze wieczorne
spotkanie, choć miałem straszną ochotę po prostu poprosić o pokój w schronisku
albo iść do schroniska na Halę Łabowską. Ale może innym razem.
Polecam Wam
taki wypad, czy to na jeden dzień czy na dłużej. Odszczurza mi to umysł ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz