Stolica
Mołdawii wg różnych opisów miejscem ładnym nie jest, więc niczego specjalnego
się nie spodziewałem i… nie zawiodłem się. Jest jednak głównym punktem
przesiadkowym i dobrą bazą wypadową w inne miejsca w tym kraju. Osią miasta
jest Aleja Stefana Wielkiego (Stefan Cel Mare). Przy niej oraz w niewielkim
oddaleniu znajdziemy główne zabytki i atrakcyjne obiekty. A przynajmniej takie,
które trzeba zobaczyć.
Takim
centralnym punktem jest Katedra Prawosławna z 1836 roku z wolno stojącą dzwonnicą (odbudowaną po czasach komunizmu) oraz Łuk Triumfalny upamiętniający
rosyjskie zwycięstwo nad Turkami w 1812 roku.
Trochę dziwnie się to ogląda i
wrażenia miałem mieszane – symbol triumfu obcego (obecnie) mocarstwa jako jeden
z symboli miasta. A z drugiej strony – przecież go nie zburzą bo to byłoby
barbarzyństwem. Zwłaszcza mając tak niewiele zabytków. Kiszyniów był poważnie
zniszczony podczas II wojny światowej i został odbudowany w socrealistycznym
stylu a sama Mołdawska SRR była dla takiej Moskwy daleką prowincją więc… jest
jak jest. Spacerujemy dalej główną aleją aby podziwiać budynek urzędu
miejskiego czy sąsiadującą z nim Salę Organową a dalej Teatr Narodowy.
Sala Organowa
Urząd miejski
Jeśli
odbijemy w dół od wspomnianej ulicy to dojdziemy do centralnego dworca autobusowego
(nie jedynego w mieście) oraz dużego bazaru sąsiadującego z nim a właściwie jak
to na wschodzie, płynnie się przenikającego z dworcem.
Jeśli
odbijecie w górę od Alei Stefana Wielkiego traficie na Muzeum Wojskowe z
ekspozycją sprzętu na zewnątrz.
Idąc zaś
dalej centralnym prospektem dojdziecie do Placu Wolności, wcześniej jednak
zaczną pojawiać się perełki sowieckiej architektury jak choćby budynek
Modelkomu. I inne równie „cudne”.
Jeśli pójdziecie
w drugą stronę zobaczycie dwa ogromne gmachy stojące naprzeciw siebie – budynek
parlamentu oraz prezydencji – siedziby prezydenta. Szczególnie ten drugi jest
tak brzydki, że aż oczy bolą.
Ale jeśli pójdziecie jeszcze dalej zobaczycie
miłą dla oka starą zabudowę oraz cerkiew.
Zdradzę Wam
sekret: jest w Kiszyniowie miejsce gdzie zrobiono mini pieszy deptak, który
wygląda zachęcająco. To ulica Eugen Doga przy której znajdziemy też kawiarnie i
restauracje, których zresztą nie brakuje też w innych miejscach. Ulica ta
znajduje się na tyłach katedry.
Zaletą
stolicy Mołdawii jest duża ilość ładnych parków. Już w samym centrum obok
budynków rządowych znajduje się jeden z większych, gdzie można odpocząć po
pieszych spacerach. Koniecznie też zobaczcie i pospacerujcie po parku Valea
Morilor nad jeziorem.
Po drodze do tego ostatniego zobaczcie zabytkową wieżę
ciśnień – jeden z ładniejszych budynków w mieście.
Jak
wspomniałem, Kiszyniów był w czasie wojny bardzo zniszczony. Krążąc po jego
ulicach i uliczkach natknąłem się na takie pamiątki z czasów wojennych:
Napis, chroniony
obecnie grubym szkłem informuje, że teren został sprawdzony i nie ma min oraz
stopień i nazwisko żołnierza, który to sprawdzał.
Restauracji
jest dużo i każdy znajdzie coś dla siebie.
Ja
przetestowałem La Sezatoare serwującą znakomitą kuchnie mołdawską ale polecam
też bar samoobsługowy na ulicy Puszkina (smacznie i bardzo tanio). Polecić mogę
też sieć La Placinte, choć w Kiszyniowie nie korzystałem to jednak przetestowałem
jej naddniestrzańską mutację.
Przyjazny bar samoobsługowy na ul. Puszkina
fantastyczny piec w restauracji LaSazatoare
Czy warto
pojechać do Kiszyniowa? Planując zwiedzanie Mołdawii – trzeba. To dogodny punkt
wypadowy w różne zakątki kraju i moim zdaniem nie sposób go pominąć.
PS
Nie wspomniałem
tu o dwóch słynnych mołdawskich winiarniach, które koniecznie trzeba odwiedzić
ale to zostawiłem sobie na kolejny pobyt w tym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz