Nie zliczę
lat, przez które wybierałem się zarówno do Mołdawii jak i do chyba (obecnie)
najbardziej dostępnego para-państwa – Naddniestrza a konkretnie do
Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej (PMR). Ale w końcu się udało.
Przyjechałem do Tyraspolu marszrutką ze stolicy Autonomicznej Republiki
Gagauzji – Komratu – niejednolitego terytorium, również mającego pro-rosyjskie
i separatystyczne ciągotki ale w mniejszym stopniu. Granica między Mołdawią a
Naddniestrzem jest prawdziwą granicą z tym, że policja mołdawska nie dokonuje
kontroli jako, że władze Mołdawii nie uznają tej granicy, ew. wyrywkowo jak coś
im się nie spodoba. Jednak są obecni, podobnie jak betonowe zapory ustawione w
ten sposób, że nie można przy nich nie zwolnić. Później stoją „mirotworcy” –
rosyjskie wojska pokojowe z kałachami. Nie kontrolują, po prostu są. Później
dopiero dojeżdża się na posterunek graniczny Naddniestrza. Tam obcokrajowcy,
także Mołdawianie, muszą wysiąść i udać się do budynku gdzie odbywa się
registracja. Paszport na komputer, dokąd jedziesz i na ile. Trzeba podać adres
(w moim przypadku hotelu) i do kiedy ma się zamiar zostać. Ten przepis został
znacznie złagodzony – kiedyś wjazdówkę dla turysty wydawali na 10 godzin, teraz
chyba na 45 dni (różne źródła, różnie podają). Ja potrzebowałem wjazdówkę na
dwa dni ale pogranicznik mówi do mnie: - a masz do końca miesiąca (o 7 dni
dłużej niż potrzebowałem). Cóż, przykręcił się strumyczek dotacji z Moskwy dla
nieuznawanej republiki to i na turystów się można było otworzyć żeby diengi
przywozili i zostawiali w kraju te swoje jewro i dolary. To zupełna zmiana w
stosunku do tego co czytałem jeszcze kilka lat temu o tej granicy. Od
pogranicznika dostaje się wydrukowaną karteczkę, nieco mniejszą niż paszport –
kartę migracyjną gdzie wpisane są twoje dane, adres gdzie zadeklarowałeś
przebywanie i datę końcową pozwolenia na pobyt. Nie wolno jej zgubić! Oddaje
się ją przy wyjeździe.
Potem już
swobodna droga do Tyraspolu – stolicy nieuznawanego państwa. Wielu ludzi pisze
w Internetach o nieistniejącym państwie. Bo to jest takie łał, byłem w
nieistniejącym państwie! Ale to błędne określenie. Państwo naddniestrzańskie
istnieje, co byśmy sobie o nim nie myśleli, ma konkretne terytorium, armię,
policję, walutę i w miarę demokratycznie wybrane władze (choć raczej nie są to
standardy europejskie). Co prawda na ich paszporcie nie da się wyjechać za
granicę a ich waluty wymienić na żadną inną ale jednak jest to w miarę
normalnie działający organizm państwowy. Więc określenie „nieistniejące”
państwo nie jest właściwe, bardziej „nieuznawane”. Ale co ciekawe pojazdy na
naddniestrzańskich blachach są wpuszczane zarówno do Mołdawii jak i na Ukrainę.
Tyraspol urodą nie powala ale nie spodziewałem się niczego innego.
Jest dość
szaro ale schludnie. W centrum piękne kwietniki.
Hotel mam tuż obok fabryki
KVINT – najbardziej znanego produktu eksportowego Naddniestrza – koniaku. Choć
oczywiście wysyłka za granicę musi być opatrzona etykietą informująca, że
wyprodukowano w Mołdawii. Właścicielem tejże fabryki koniaku jest holding
Sheriff, który jest właścicielem większości intratnych interesów w kraju. Sieć
supermarketów, stacje paliw, obrót papierosami i wiele innych dochodowych
przedsięwzięć jest w rękach tej firmy, założonej przez dwóch byłych
milicjantów. Właściwie to można zapytać czy to Naddniestrze ma Sheriffa czy też
raczej to Sheriff ma Naddniestrze? Obecnie chyba bardziej to drugie. Sam
Sheriff wyrósł w szalonych, kryminalnych latach 90-tych i później mozolnie
umacniał swoją pozycję i w biznesie i w państwie.
Miasto jest
raczej szare zwłaszcza, że złota besarabska jesień się skończyła i dominują
mgły i ogólna szarość, która potęguje tylko wygląd miasta. Główna ulica miasta
– 25 Października a na niej budynki rządowe z pomnikami Lenina, jakże by
inaczej, pomnik Suworowa a przy nim powiewające flagi Naddniestrza oraz takich
„państw” jak Osetia Południowa czy Abchazja. Zresztą „ambasady” tych dwóch
para-państw także znajdują się przy głównej ulicy.
No i oczywiście miejsce upamiętniające poległych z czołgiem na cokole. Tych w czasie II wojny światowej i wojny z Mołdawią. No i z Afganistanu.
Nieco dalej od centrum – konsulat Rosji. Sporo wojskowych na
ulicach – zarówno rosyjskich jak i naddniestrzańskich. Jedni i drudzy w nowych
kamuflażach, które znamy z operacji zajęcia Krymu i które „można kupić w każdym
sklepie”. Różnią się tylko flagami na rękawie. Zaś drogówka jeździ oczojebnymi,
seledynowo – srebrno – niebieskimi radiowozami i strasznie żałuję, że nie udało
mi się żadnego sfocić. Milicjanci z GAI mają także seledynowe czapki i
częściowo kurtki, wyglądają nieco kosmicznie.
Posterunek drogowy GAI w Benderach
„Piniendze”
– jak mawiają niektórzy, to ruble naddniestrzańskie i gdy byłem płacono 18
rubli za 1 euro. 1 rubel to około 25 groszy.
Poza Naddniestrzem nigdzie ich nie
wymienicie, nie skorzystacie też z bankomatu, których jest całkiem sporo ale
nie obsługują naszych kart. Nie zapłacicie też nasza kartą, choć podobno
wszechwładny Sheriff obchodzi tą sprawę i w jego marketach można płacić naszą
kartą, ale podobno – nie testowałem. Istnieje ponoć możliwość wypłaty gotówki w
banku w okienku przy pomocy karty i po okazaniu paszportu ale też nie
sprawdzałem. Po prostu wymieniałem euro. Swoją drogą zastanawiająca jest ilość
banków w tym para-państwie. No ale gdzieś trzeba te pieniądze za broń
przeganiać. Teraz może w mniejszym stopniu bo po wybuchu wojny na Ukrainie
granica z Naddniestrzem została uszczelniona a na mocy porozumienia po między
Mołdawią a Ukrainą po stronie ukraińskiej służbę pełnią też funkcjonariusze
mołdawscy. Trzeba wiedzieć, że koło Rybnicy jest ogromny skład broni, gdzie
trafiła duża część sprzętu z wycofywanych garnizonów z Polski czy NRD. Magazyn
jest pod kontrolą armii rosyjskiej. Więc zawsze jakiś kontener z kałachami
można było pogonić co zresztą się działo w latach 90-tych. Ciekawie pisze o tym
Piotr Oleksy w książce „Naddniestrze. Terror tożsamości”, ale słyszałem o tym
także z innych źródeł.
Największą
atrakcją turystyczną kraju po „tej” stronie Dniestru jest niewątpliwie twierdza
w Benderach, do których wygodnie dotrzecie trolejbusem linii 19 z Tyraspolu.
Podobno to druga najdłuższa linia trolejbusowa w Europie. Ta najdłuższa została
na Krymie. Jeszcze kilka lat temu forteca była niedostępna do zwiedzania,
mieściła się tam baza wojskowa. Ale to też znak zmieniających się czasów bo
czymś trzeba tych turystów przyciągnąć, nie tylko legendą „skansenu” ZSRR bo
nawiasem mówiąc wcale takiego odczucia nie miałem. To, że stoją Leniny nie robi
na mnie wrażenia – na Ukrainie pięć lat temu (do rewolucji) też jeszcze stały.
Twierdza ładnie się prezentuje choć w części gdzie jest park ktoś przesadził z
upiększaniem. Warto wspiąć się na mury cytadeli i obejść ich udostępnioną
część.
O wizycie w twierdzy tutaj:
Proponuję nie robić ostentacyjnie zdjęć sąsiadującej z fortecą bazie
wojskowej, po co mają się zrobić nerwowi. Z obiektu ładnie prezentuje się most
kolejowy wymalowany w barwy Rosji i Naddniestrza.
Przy wjeździe na niego od
strony Bender a w kierunku stolicy też stoi posterunek „mirotworców”. A obok
znów BWP na cokole oraz popiersie generała Lebiedzia, który dowodził XIV armią
rosyjską i odbił Bendery siłom mołdawskim w 1992 roku.
Samo miasto Bendery cóż,
nie powala, jest ładny park (z pomnikiem Lenina, a jakże) i ogólnie sporo zieleni.
Kilka ładniejszych miejsc. Cerkiew.
Ciekawostką jest, że na terenie
naddniestrzańskich Bender są dwa mołdawskie więzienia, obsadzone przez
mołdawską policję, ponoć ponadnormatywnie uzbrojoną. Widziałem zresztą, jak mi
się zdaje bo zobaczyłem w ostatniej chwili, mołdawskiego policjanta
wsiadającego do prywatnego auta w centrum miasta. Takie to oto ciekawostki z
tych terenów, bez vodki nie razbieriosh.
W centrum
Tyraspolu jak najbardziej jest gdzie zjeść, zwiedziłem dwie restauracje i było
pysznie.
Po głównej ulicy do około 22- 23 godziny przechadzało się sporo
młodych ludzi ale też trochę milicji. Około 24 gdy wracałem do hotelu było już
zupełnie pusto, jednak był to początek tygodnia.
Wyjeżdżam
poranną marszrutką do Odessy. Na granicy żadnych problemów. Byłem tam tylko dwa
dni, widziałem ile widziałem. Naddniestrze sprawia wrażenie prawie normalnej
postradziecji, z wszystkimi jej wadami i zaletami. Jest może trochę bardziej
„rosyjska” ale to zrozumiałe. Jednak obecnie jej sytuacja ekonomiczna,
zwłaszcza ludności nie jest najlepsza o czym mogą świadczyć m.in. widziane
wszędzie ogłoszenia: PRACA W POLSCE.
Naddniestrze
jest w tej chwili najłatwiej dostępnym i najbliżej Polski położonym
para-państwem.
Jeśli
lubicie takie klimaty to gorąco polecam.
Na granicy naddniestrzańsko - ukraińskiej. Jak na ruskiej dyskotece - rubel za wejście dwa ruble za wyjście ;-)
Dojedziecie
bez problemu z Kiszyniowa z centralnego dworca autobusowego w samym centrum
miasta a także z Odessy z jednego z dworców autobusowych blisko dworca kolejowego
(plac Starosinna), być może też z dworca Privoz oraz z głównego dworca
autobusowego.
Na koniec jeszcze trochę zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz