piątek, 18 lipca 2025

Macedonia Północna

Już samo lądowanie w stolicy Macedonii Północnej, Skopje dostarcza emocji i ładnych widoków – samolot schodzi do lądowania wśród gór i siada na lotnisku gdzie przez okienka widać głównie góry. 




Wreszcie dotarłem do Macedonii! Do kraju i regionu tak plastycznie opisywanego przez Kapka Kassabova w swojej książce, do niedocenianego kraju na turystycznej mapie Europy.

SKOPJE

Z lotniska szybko docieramy w pobliże centrum do hotelu, wypożyczonym samochodem. Nie tracąc czasu idziemy zwiedzać, jak mawiają niektórzy, stolicę kiczu. Monumentalny projekt Skopje 2014 pochłoną kupę kasy, kwestia tylko ile z niej rozeszło się bokiem. Mijamy Łuk Triumfalny (to już drugi jaki oglądam w tym roku po Bukareszcie), powstał on w latach 2011/12 i ma upamiętniać 20 lat niepodległości Macedonii. 



Wchodzimy w monumentalne centrum z okazałymi gmachami i pomnikami mającymi nawiązywać do Aleksandra Macedońskiego ale głośno o tym nie mówiących z uwagi na zadrażnienia z Grecją. 

Kliknij w zdjęcie aby zobaczyć je we właściwym rozmiarze 







My natomiast dość szybko kierujemy się do Kamiennego Mostu i do Carsiji – dawnego starego bazaru, dziś zagłębia knajp bo jesteśmy spragnieni bałkańskiego jedzenia oraz jedzenia w ogóle. Górująca nad starówką twierdza jest czynna do 17 więc oglądamy ją tylko z zewnątrz, do pobliskiego meczetu schodzą się ludzie na modlitwę, zaczepia nas facet pytając skąd jesteśmy i rekomendując nam różne rzeczy do zobaczenia w Macedonii. 







Kręcimy się trochę, klimatycznymi uliczkami aby wreszcie zasiąść w jednej z knajp na dużą dawkę przypominającą bałkańskiej kuchni. 


Jestem świadom, że nie widziałem wszystkiego w Skopje ale miałem tam tylko dwa wieczory – pierwszy i ostatni. Z pewnością warto wjechać kolejką gondolową na pobliską górę czy zobaczyć miasto z twierdzy ale doba nie jest z gumy. Może jeszcze kiedyś się uda. Wielbicielom soc modernizmu z pewnością rekomenduję zobaczyć główny budynek poczty w samym centrum. 



KANION MATKA, TETOWO I POPOWA SZAPKA

Kilkadziesiąt minut jazdy samochodem od Skopje znajduje się jedna z bardziej znanych atrakcji Macedonii – Kanion Matka. Sztucznie spiętrzone wody rzeki Treski tworzą malownicze jezioro wśród wysokich skał. Ruszamy w krótki rejs łódką o napędzie elektrycznym a później gość wysadza nas w przygodnym miejscu bo chcemy jeszcze połazić, Idziemy więc wzdłuż kanionu wyznaczoną ścieżką w niektórych miejscach zabezpieczoną barierkami aż docieramy do końca szlaku. 







W drodze powrotnej łapie nas deszcz. Przejeżdżamy do Tetowa, głównego miasta zamieszkujących Macedonię Albańczyków. Miasto nie jest specjalnie ciekawe ale koniecznie będąc tam trzeba odwiedzić kolorowy meczet. Rejon Tetowa jak i północnej części Macedonii był w 2001 roku areną poważnych starć Albańczyków z rządowymi siłami bezpieczeństwa, właściwie prawie doszło do otwartej wojny. Kilkanaście lat później miały też miejsce poważne zamieszki z użyciem broni palnej. Konflikty na szczęście udało się zażegnać, Albańczycy mają swoją reprezentację w parlamencie, współtworzą także kolejne rządy. 



Meczet jest wspaniały, kolorowy zarówno na zewnątrz jak i w środku. Odczekaliśmy aż skończą się trwające akurat modły i gdy świątynia opustoszała udaliśmy się do środka. Buty trzeba zdjąć, co oczywiste ale trzeba to zrobić w sposób następujący: stanąć przy zaczynającym się dywanie ale jeszcze na odsłoniętym kamieniu i zdejmując but, nogę w skarpetce położyć już na dywanie aby noga nie miała kontaktu z kamieniem, po którym chodzi się w obuwiu. W środku można robić zdjęcia ale wypada dać po euro od osoby na utrzymanie meczetu. Sama świątynia zaś powstała w 1438 roku. 







Nocleg mamy w górach gdzie może być problem z restauracją więc postanawiamy zjeść w Tetowie. Odwiedzamy jeden z nieodległych barów w centrum. Jedyną wadą jest brak alkoholu, nie widzimy go faktycznie nigdzie w mieście a przynajmniej w centrum. 

Cerkiew w Tetovie


Widok na Tetovo 


Po sutym obiedzie jeszcze do czajowni na turecką herbatę i można ruszać serpentynami na Popową Szapkę – znany kurort narciarski, o tej porze roku dość wymarły. Znajdujemy bez problemu wynajęty jeszcze z Polski dom i po zakwaterowaniu stwierdzamy, że tu jest jakby luksusowo ;-) a wszystko za nieco ponad pięćset złotych co na pięć osób daje kwotę zupełnie przyzwoitą. 



Rano połaziliśmy chwilę po okolicy ale pogoda nie była sprzyjająca. Zobaczyliśmy cerkiew po drugiej stronie i ruszyliśmy dalej. 







MAWROWO, GALICNIK, MONASTYR BIGORSKI

Jadąc najpierw autostradą a później górskimi drogami dojechaliśmy do Mawrowa. Położone nad sztucznym jeziorem, jest z pewnością dobrym punktem wypadowym przy wyjściu w góry, pieszo lub z rowerem. 


Pogoda nadal była mocno średnia więc skupiliśmy się na kulinariach a niektórzy na rakiji ;-) Kelner zapytał nas skąd jesteśmy a gdy usłyszał, że z Polski to stwierdził, że tak właśnie myślał gdyż przyjeżdżają tam głównie Polacy i Czesi. Wieczór był chłodny więc nie mogliśmy skorzystać z tarasu w naszej kwaterze. Na drugi dzień, mimo znów nie najlepszej pogody staramy się coś zobaczyć. Najpierw słynny zatopiony kościół Św. Mikołaja, który nie jest już zatopiony bo wody ubywa. Powstał w 1857 roku. 





Później wąską, górską drogą jedziemy do wioski Galicznik słynnej ze swoich przeprowadzanych raz do roku ludowych ślubów. Po drodze na przełęczy widoczność może na 5 metrów. Ale w samej wsi odsłania nam się przecudny widok. Na jakieś 10 minut ;-) 

Wracamy tą samą drogą, chmury i mgła rzedną ale z widoków nici. Przy ładnej pogodzie jest to z pewnością raj dla fotografów, rowerzystów górskich i wędrowców. My zaś jedziemy dalej bo dziś chcemy jeszcze dotrzeć do Ochrydy. Najpierw jednak, malowniczą drogą docieramy do monastyru Bigorskiego. Fantastycznie położony na zboczu góry, nad doliną rzeki Radika, założony w 1020 roku. W tak długiej historii przechodził oczywiście różne koleje losu, w XVI wieku zniszczony przez Turków, odbudowany w XIX stuleciu ostatnio częściowo spłonął w 2009, choć śladów po tym zdarzeniu już nie widać. Piękna i naprawdę imponująca budowla. No i te widoki. 
















Jadąc wzdłuż Czarnego Drinu, nad zbiornikiem wodnym zauważamy kolejny śliczny monastyr – Georgija Zwycięscy – pięknie położony nad jeziorem i chyba niedawno odnowiony. Zatrzymujemy się w nim na chwilę. 








Późnym popołudniem docieramy do Ochrydy.

OCHRYDA, JEZIORO OCHRYDZKIE I OKOLICE 




W pierwszy wieczór była tylko restauracja i wieczorny spacer po mieście za to na drugi dzień płyniemy w rejs do monastyru Świętego Nauma przy samej granicy albańskiej. Wszystkie łódki i statki wycieczkowe wypływają po 10, koszt 25 euro. Bardzo warto zafundować sobie taki rejs aby z tego ogromnego jeziora zobaczyć i Ochrydę i inne miejscowości na wybrzeżu. Mały katamaran na kilka osób, którym płyniemy zatrzymywał się kilka razy po drodze abyśmy mogli zobaczyć inne atrakcyjne miejsca. 













Przepływa także koło dawnej willi marszałka Tito. Rejs trwa pół dnia i naprawdę warto. Na miejscu macie około dwóch godzin ale warto także udać się w kolejny rejs, tym razem krótki, wiosłową łódką do źródeł Czarnego Drinu. Woda jest tam krystalicznie czysta, miejscowi mówią, że można ją pić. 



Sam monastyr zaś zwiedziliśmy… dwa dni później bo zasiedzieliśmy się w restauracji ;-)

Sama Ochryda to bardzo stare miasto, istniejące od czasów starożytnych. Przebiegała przez nie słynna Via Egnatia. Klimatyczne stare miasto, uliczki, zaułki, kolejne nieraz zupełnie małe cerkiewki pojawiające się znienacka. No i tych kilka najgłówniejszych i najbardziej znanych: Św. Zofii, Św. Pantalejmona i ten najbardziej znany widoczek z Macedonii – cerkiew Św Jovana (Jana). Ale także działające meczety. A do tego restauracje i cała masa innych atrakcji. 













Fajne miasto. Do lub z Św Jovana przejdźcie się pomostami i fajnymi wąskimi przejściami wśród domów. Zobaczcie także górującą nad miastem twierdzę Samuela (sprawdźcie godziny otwarcia bo raz odbiliśmy się od bramy). 


















Ruszamy dalej z pięknej Ochrydy, wreszcie zwiedzamy klasztor Św. Nauma oraz obchodzimy też inne okoliczne cerkwie położone wokół źródeł Czarnego Drinu. 





Zwiedzenie jednej z nich umożliwia nam obecny na miejscu jegomość z brodą mówiący trochę po macedońsku, trochę po angielsku a trochę po… rosyjsku. My tymczasem podziwiając piękne widoki z drogi do przełęczy jedziemy krętą drogą przez Park Narodowy Galiczica w kierunku drugiego jeziora – Prespy. Po drodze stajemy jednak w punkcie widokowym aby ostatni raz spojrzeć na Jezioro Ochrydzkie. 





Prespa jest bardziej dzika i niezagospodarowana. Woda z tego jeziora przesiąka do ochrydzkiego. Zatrzymujemy się na mały urbex przy dawnym hotelu Europa – najbardziej znanym tego typu obiekcie w Macedonii. Zakończył działalność po pożarze w lobby ale nie wydaje się aby ten pożar był aż taki by hotel się po nim nie podniósł. 











Pięknie położony z widokiem na jezioro. Zwiedzamy go aż do ostatniego piętra. A później jedziemy prosto do Bitoli.

BITOLA

Jak wiele miast w Macedonii czy ogólnie na Bałkanach jego historia jest bardzo długa. Do naszych czasów nie dotrwało zbyt wiele zabytków ale nie można nie wspomnieć o Heraklei założonej przez Filipa II Macedońskiego w IV wpne. Znajdziemy tu także dwa meczety z XV i XVI wieku oraz wieżę zegarową z XVIw. Życie miasta koncentruje się wokół głównego deptaku, choć oddalając się od niego znajdziemy też ciekawe ulice z fajnymi kamieniczkami w dużej części dość zaniedbanymi ale mającymi klimat. 









Bitola może być też dobrą bazą wypadową w góry Parku Narodowego Pelister. My pojechaliśmy tam bardziej w celu biernego wypoczynku na łonie natury. 






PRILEP, MONASTYR TRESKAVEC

Na końcowej trasie do Skopje zatrzymujemy się jeszcze w mieście Prilep mającym kilka fajnych uliczek dawnej carsiji oraz ruiny meczetu ale zgiełk szybko nas wypłasza. 









Ruszamy więc do nieodległego monastyru Treskavec. Droga jest kręta i prowadzi ostro pod górę. Później trzeba zostawić samochód i dojść, także pod górę. Ale widoki rekompensują każdy wysiłek! 
















Pochodzi z XII – XIII wieku i jest wspaniale położony. Widoki na każdą stronę są wspaniałe ale nic dziwnego bo jesteśmy na wysokości ponad 1400 mnpm. Ta kapitalnie położona świątynia jest fajnym akcentem na koniec, ponieważ czeka nas ostatnia kolacja w Skopje a przed południem wyjazd na lotnisko. 



Macedonia to przyjemny kraj i z pewnością mam w nim jeszcze sporo do odkrycia, choćby więcej Skopje ale mam też ochotę jeszcze pokręcić się po Ochrydzie czy Bitoli. Z pewnością nie nudziłbym się tam przy kolejnej wizycie.


Uwagi:

Lecieliśmy LOTem co nie wychodzi może najtaniej ale z Bratysławy lata Wizzair. 



Kantory, przynajmniej te, które spotkaliśmy nie mają tablic z kursami. W Skopje kurs był uczciwy w Ochrydzie już niekoniecznie. Jest sporo bankomatów. W niektórych turystycznych atrakcjach można płacić w euro a na niektórych stoiskach z pamiątkami nawet w złotówkach. 

Denary macedońskie


Drogi są dobre, autostrady płatne na bramkach, zwykle niewielkie kwoty. Paliwo tańsze (maj 2025).

W niedzielę sklepy są nieczynne (czasem jedynie małe sklepiki są otwarte). 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz