czwartek, 28 listopada 2019

W zaułkach Bordżomi


Byłem w Bordżomi wielokrotnie z grupami i zawsze mi się wydawało, że tak naprawdę nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia ale jeździ się tam obowiązkowo bo przecież najsłynniejsze i najbardziej pożądane uzdrowisko w byłym ZSRR. Jednak już od dłuższego czasu myślałem nad tym, aby kiedyś więcej pokręcić się po tym mieście, nie tylko godzinę – półtorej jazdy obowiązkowej z turystami. Na koniec zeszłorocznego sezonu, gdy kac po radosnym odprawieniu do Polski ostatniej grupy już minął, postanowiłem poszwędać się tam trzy dni. Przyjechałem z Kutaisi z przesiadką w Khashuri. Wokół piękna gruzińska złota jesień. Pomyślałem: nie mogę pojechać w Bieszczady to Bieszczady przyjechały do mnie. Takie skojarzenie nasunęło mi się patrząc na góry w koło miasta. 




Zostawiłem plecak w hotelu i poszedłem się pokręcić. Kręcenie się jest dla mnie jedną z najbardziej lubianych rzeczy w turystyce. Czasami im bardziej bezcelowe tym lepiej.
Bordżomi jako miejsce z właściwościami leczniczymi zostało odkryte w czasie wojen tureckich w XIX wieku. To właśnie tam zwieziono rosyjskich rannych, często w stanie nie rokującym żadnej nadziei. Jednak specyficzny mikroklimat tego miejsca oraz miejscowa woda mineralna sprawiły, że wielu z nich wyzdrowiało. Zajmujący się rannymi lekarz wojskowy zaraportował do cara opisując zaskakujące wyniki leczenia. Tak narodziło się słynne uzdrowisko. W czasach carskich oczywiście tylko dla elit. W okolicy pobudowały się rezydencje w tym oczywiście carska oraz… perskiego posła, który tu rezydował i omawiał polityczne interesy z vice-królem lub samym carem. W czasach sowieckich zaś nastąpił prawdziwy boom, pobudowano wielkie sanatoria dla klasy pracującej miast i wsi z całego ZSRR. Dostać tam przydział na wczasy to było nie byle co.
Dziś śladem po dawnej świetności z czasów radzieckich, świadczącym o popularności tego miasta jest zabytkowy rozkład pociągów na stacji kolejowej gdzie można znaleźć miasta niemal z całego dawnego kraju rad. Ze stacji zaś w dzisiejszych czasach odjeżdżają jedynie dwie elektriczki do Tbilisi, dziennie. 



Cóż jeszcze pozostało? W części sanatoriów w latach 90-tych zakwaterowano uchodźców z Abchazji, którzy traktując to miejsce jako tymczasowe, przyczynili się do jego dewastacji. Inna sprawa, że nikt o te budynki nie dba już od lat. Sami uchodźcy nadal tam mieszkają a nędzny wygląd tych budynków robi dość przytłaczające wrażenie. Choć znajdują się one głównie na obrzeżach. W samym mieście znajdziecie liczne hotele i kwatery prywatne, po sezonie raczej puste. Koniecznie trzeba odwiedzić park zdrojowy z pierwsza rozlewnią wody mineralnej, zrewitalizowaną m.in. z funduszy rozwojowych polskiego MSZ. W samym parku oczywiście najważniejszym miejscem jest źródło Yekaterina. Wyjechać kolejką na wzgórze nad miastem, posnuć się po uliczkach, zobaczyć ruiny twierdzy. 












Miasto może nie powala swoją urodą ale jednak ma swój klimat, choć musiałem się do niego przekonywać przez kilka lat. Bordżomi to także dogodny punkt wypadowy do zimowego kurortu Bakuriani (polecam przejazd kolejką wąskotorową z obłędnymi widokami) oraz w otaczające góry – Park Narodowy Bordżomi – Karagauli. A na koniec polecam bazarek przy wejściu do parku zdrojowego i koniecznie zakup warienja z szyszek (coś w rodzaju syropu zawierający całe małe szyszki z miejscowych sosen. Szyszki także się konsumuje), idealne przy kaszlu i przeziębieniach.
Bordżomi da się lubić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz