Już samo lądowanie w stolicy
Macedonii Północnej, Skopje dostarcza emocji i ładnych widoków –
samolot schodzi do lądowania wśród gór i siada na lotnisku gdzie
przez okienka widać głównie góry.
Wreszcie
dotarłem do Macedonii! Do kraju i regionu tak plastycznie
opisywanego przez Kapka Kassabova w swojej książce, do
niedocenianego kraju na turystycznej mapie Europy.
SKOPJE
Z
lotniska szybko docieramy w pobliże centrum do hotelu, wypożyczonym
samochodem. Nie tracąc czasu idziemy zwiedzać, jak mawiają
niektórzy, stolicę kiczu. Monumentalny projekt Skopje 2014 pochłoną
kupę kasy, kwestia tylko ile z niej rozeszło się bokiem. Mijamy
Łuk Triumfalny (to już drugi jaki oglądam w tym roku po
Bukareszcie), powstał on w latach 2011/12 i ma upamiętniać 20 lat
niepodległości Macedonii.
Wchodzimy w monumentalne centrum z
okazałymi gmachami i pomnikami mającymi nawiązywać do Aleksandra
Macedońskiego ale głośno o tym nie mówiących z uwagi na
zadrażnienia z Grecją.
Kliknij w zdjęcie aby zobaczyć je we właściwym rozmiarze
My natomiast dość szybko kierujemy się do
Kamiennego Mostu i do Carsiji – dawnego starego bazaru, dziś
zagłębia knajp bo jesteśmy spragnieni bałkańskiego jedzenia oraz
jedzenia w ogóle. Górująca nad starówką twierdza jest czynna do
17 więc oglądamy ją tylko z zewnątrz, do pobliskiego meczetu
schodzą się ludzie na modlitwę, zaczepia nas facet pytając skąd
jesteśmy i rekomendując nam różne rzeczy do zobaczenia w
Macedonii.
Kręcimy się trochę, klimatycznymi uliczkami aby
wreszcie zasiąść w jednej z knajp na dużą dawkę przypominającą
bałkańskiej kuchni.
Jestem świadom, że nie widziałem wszystkiego
w Skopje ale miałem tam tylko dwa wieczory – pierwszy i ostatni. Z
pewnością warto wjechać kolejką gondolową na pobliską górę
czy zobaczyć miasto z twierdzy ale doba nie jest z gumy. Może
jeszcze kiedyś się uda. Wielbicielom soc modernizmu z pewnością
rekomenduję zobaczyć główny budynek poczty w samym centrum.
KANION
MATKA, TETOWO I POPOWA SZAPKA
Kilkadziesiąt
minut jazdy samochodem od Skopje znajduje się jedna z bardziej
znanych atrakcji Macedonii – Kanion Matka. Sztucznie spiętrzone
wody rzeki Treski tworzą malownicze jezioro wśród wysokich skał.
Ruszamy w krótki rejs łódką o napędzie elektrycznym a później
gość wysadza nas w przygodnym miejscu bo chcemy jeszcze połazić,
Idziemy więc wzdłuż kanionu wyznaczoną ścieżką w niektórych
miejscach zabezpieczoną barierkami aż docieramy do końca szlaku.
W
drodze powrotnej łapie nas deszcz. Przejeżdżamy do Tetowa,
głównego miasta zamieszkujących Macedonię Albańczyków. Miasto
nie jest specjalnie ciekawe ale koniecznie będąc tam trzeba
odwiedzić kolorowy meczet. Rejon Tetowa jak i północnej części
Macedonii był w 2001 roku areną poważnych starć Albańczyków z
rządowymi siłami bezpieczeństwa, właściwie prawie doszło do
otwartej wojny. Kilkanaście lat później miały też miejsce
poważne zamieszki z użyciem broni palnej. Konflikty na szczęście
udało się zażegnać, Albańczycy mają swoją reprezentację w
parlamencie, współtworzą także kolejne rządy.

Meczet
jest wspaniały, kolorowy zarówno na zewnątrz jak i w środku.
Odczekaliśmy aż skończą się trwające akurat modły i gdy
świątynia opustoszała udaliśmy się do środka. Buty trzeba
zdjąć, co oczywiste ale trzeba to zrobić w sposób następujący:
stanąć przy zaczynającym się dywanie ale jeszcze na odsłoniętym
kamieniu i zdejmując but, nogę w skarpetce położyć już na
dywanie aby noga nie miała kontaktu z kamieniem, po którym chodzi
się w obuwiu. W środku można robić zdjęcia ale wypada dać po
euro od osoby na utrzymanie meczetu. Sama świątynia zaś powstała
w 1438 roku.
Nocleg mamy w górach gdzie może być problem z
restauracją więc postanawiamy zjeść w Tetowie. Odwiedzamy jeden z
nieodległych barów w centrum. Jedyną wadą jest brak alkoholu, nie
widzimy go faktycznie nigdzie w mieście a przynajmniej w centrum.
Cerkiew w Tetovie
Widok na Tetovo
Po
sutym obiedzie jeszcze do czajowni na turecką herbatę i można
ruszać serpentynami na Popową Szapkę – znany kurort narciarski,
o tej porze roku dość wymarły. Znajdujemy bez problemu wynajęty
jeszcze z Polski dom i po zakwaterowaniu stwierdzamy, że tu jest
jakby luksusowo ;-) a wszystko za nieco ponad pięćset złotych co
na pięć osób daje kwotę zupełnie przyzwoitą.
Rano
połaziliśmy chwilę po okolicy ale pogoda nie była sprzyjająca.
Zobaczyliśmy cerkiew po drugiej stronie i ruszyliśmy dalej.
MAWROWO,
GALICNIK, MONASTYR BIGORSKI
Jadąc
najpierw autostradą a później górskimi drogami dojechaliśmy do
Mawrowa. Położone nad sztucznym jeziorem, jest z pewnością dobrym
punktem wypadowym przy wyjściu w góry, pieszo lub z rowerem.
Pogoda
nadal była mocno średnia więc skupiliśmy się na kulinariach a
niektórzy na rakiji ;-) Kelner zapytał nas skąd jesteśmy a gdy
usłyszał, że z Polski to stwierdził, że tak właśnie myślał
gdyż przyjeżdżają tam głównie Polacy i Czesi. Wieczór był
chłodny więc nie mogliśmy skorzystać z tarasu w naszej kwaterze.
Na drugi dzień, mimo znów nie najlepszej pogody staramy się coś
zobaczyć. Najpierw słynny zatopiony kościół Św. Mikołaja,
który nie jest już zatopiony bo wody ubywa. Powstał w 1857 roku.
Później wąską, górską drogą jedziemy do wioski Galicznik
słynnej ze swoich przeprowadzanych raz do roku ludowych ślubów. Po
drodze na przełęczy widoczność może na 5 metrów. Ale w samej
wsi odsłania nam się przecudny widok. Na jakieś 10 minut ;-)



Wracamy tą samą drogą, chmury i mgła rzedną ale z widoków nici.
Przy ładnej pogodzie jest to z pewnością raj dla fotografów,
rowerzystów górskich i wędrowców. My zaś jedziemy dalej bo dziś
chcemy jeszcze dotrzeć do Ochrydy. Najpierw jednak, malowniczą
drogą docieramy do monastyru Bigorskiego. Fantastycznie położony
na zboczu góry, nad doliną rzeki Radika, założony w 1020 roku. W
tak długiej historii przechodził oczywiście różne koleje losu, w
XVI wieku zniszczony przez Turków, odbudowany w XIX stuleciu
ostatnio częściowo spłonął w 2009, choć śladów po tym
zdarzeniu już nie widać. Piękna i naprawdę imponująca budowla.
No i te widoki.
Jadąc wzdłuż Czarnego Drinu, nad zbiornikiem
wodnym zauważamy kolejny śliczny monastyr – Georgija Zwycięscy –
pięknie położony nad jeziorem i chyba niedawno odnowiony.
Zatrzymujemy się w nim na chwilę.
Późnym
popołudniem docieramy do Ochrydy.
OCHRYDA,
JEZIORO OCHRYDZKIE I OKOLICE
W
pierwszy wieczór była tylko restauracja i wieczorny spacer po
mieście za to na drugi dzień płyniemy w rejs do monastyru Świętego
Nauma przy samej granicy albańskiej. Wszystkie łódki i statki
wycieczkowe wypływają po 10, koszt 25 euro. Bardzo warto zafundować
sobie taki rejs aby z tego ogromnego jeziora zobaczyć i Ochrydę i
inne miejscowości na wybrzeżu. Mały katamaran na kilka osób,
którym płyniemy zatrzymywał się kilka razy po drodze abyśmy
mogli zobaczyć inne atrakcyjne miejsca.
Przepływa także koło
dawnej willi marszałka Tito. Rejs trwa pół dnia i naprawdę warto.
Na miejscu macie około dwóch godzin ale warto także udać się w
kolejny rejs, tym razem krótki, wiosłową łódką do źródeł
Czarnego Drinu. Woda jest tam krystalicznie czysta, miejscowi mówią,
że można ją pić.
Sam monastyr zaś zwiedziliśmy… dwa dni
później bo zasiedzieliśmy się w restauracji ;-)
Sama
Ochryda to bardzo stare miasto, istniejące od czasów starożytnych.
Przebiegała przez nie słynna Via Egnatia. Klimatyczne stare miasto,
uliczki, zaułki, kolejne nieraz zupełnie małe cerkiewki
pojawiające się znienacka. No i tych kilka najgłówniejszych i
najbardziej znanych: Św. Zofii, Św. Pantalejmona i ten najbardziej
znany widoczek z Macedonii – cerkiew Św Jovana (Jana). Ale także
działające meczety. A do tego restauracje i cała masa innych
atrakcji.
Fajne miasto. Do lub z Św Jovana przejdźcie się
pomostami i fajnymi wąskimi przejściami wśród domów. Zobaczcie
także górującą nad miastem twierdzę Samuela (sprawdźcie godziny
otwarcia bo raz odbiliśmy się od bramy).
Ruszamy
dalej z pięknej Ochrydy, wreszcie zwiedzamy klasztor Św. Nauma oraz
obchodzimy też inne okoliczne cerkwie położone wokół źródeł
Czarnego Drinu.
Zwiedzenie jednej z nich umożliwia nam obecny na
miejscu jegomość z brodą mówiący trochę po macedońsku, trochę
po angielsku a trochę po… rosyjsku. My tymczasem podziwiając
piękne widoki z drogi do przełęczy jedziemy krętą drogą przez
Park Narodowy Galiczica w kierunku drugiego jeziora – Prespy. Po
drodze stajemy jednak w punkcie widokowym aby ostatni raz spojrzeć
na Jezioro Ochrydzkie.
Prespa jest bardziej dzika i
niezagospodarowana. Woda z tego jeziora przesiąka do ochrydzkiego.
Zatrzymujemy się na mały urbex przy dawnym hotelu Europa –
najbardziej znanym tego typu obiekcie w Macedonii. Zakończył
działalność po pożarze w lobby ale nie wydaje się aby ten pożar
był aż taki by hotel się po nim nie podniósł.
Pięknie położony
z widokiem na jezioro. Zwiedzamy go aż do ostatniego piętra. A
później jedziemy prosto do Bitoli.
BITOLA
Jak
wiele miast w Macedonii czy ogólnie na Bałkanach jego historia jest
bardzo długa. Do naszych czasów nie dotrwało zbyt wiele zabytków
ale nie można nie wspomnieć o Heraklei założonej przez Filipa II
Macedońskiego w IV wpne. Znajdziemy tu także dwa meczety z XV i XVI
wieku oraz wieżę zegarową z XVIw. Życie miasta koncentruje się
wokół głównego deptaku, choć oddalając się od niego znajdziemy
też ciekawe ulice z fajnymi kamieniczkami w dużej części dość
zaniedbanymi ale mającymi klimat.
Bitola może być też dobrą bazą
wypadową w góry Parku Narodowego Pelister. My pojechaliśmy tam
bardziej w celu biernego wypoczynku na łonie natury.
PRILEP,
MONASTYR TRESKAVEC
Na
końcowej trasie do Skopje zatrzymujemy się jeszcze w mieście
Prilep mającym kilka fajnych uliczek dawnej carsiji oraz ruiny
meczetu ale zgiełk szybko nas wypłasza.
Ruszamy więc do
nieodległego monastyru Treskavec. Droga jest kręta i prowadzi ostro
pod górę. Później trzeba zostawić samochód i dojść, także
pod górę. Ale widoki rekompensują każdy wysiłek!
Pochodzi z XII
– XIII wieku i jest wspaniale położony. Widoki na każdą stronę
są wspaniałe ale nic dziwnego bo jesteśmy na wysokości ponad 1400
mnpm. Ta kapitalnie położona świątynia jest fajnym akcentem na
koniec, ponieważ czeka nas ostatnia kolacja w Skopje a przed
południem wyjazd na lotnisko.
Macedonia
to przyjemny kraj i z pewnością mam w nim jeszcze sporo do
odkrycia, choćby więcej Skopje ale mam też ochotę jeszcze
pokręcić się po Ochrydzie czy Bitoli. Z pewnością nie nudziłbym
się tam przy kolejnej wizycie.
Uwagi:
Lecieliśmy
LOTem co nie wychodzi może najtaniej ale z Bratysławy lata Wizzair.
Kantory,
przynajmniej te, które spotkaliśmy nie mają tablic z kursami. W
Skopje kurs był uczciwy w Ochrydzie już niekoniecznie. Jest sporo
bankomatów. W niektórych turystycznych atrakcjach można płacić w
euro a na niektórych stoiskach z pamiątkami nawet w złotówkach.
Denary macedońskie
Drogi
są dobre, autostrady płatne na bramkach, zwykle niewielkie kwoty.
Paliwo tańsze (maj 2025).
W
niedzielę sklepy są nieczynne (czasem jedynie małe sklepiki są
otwarte).