Rzadko się
zdarza, że jakaś książka, jeszcze w trakcie jej czytania, powoduje u mnie
odruch – wsiąść jutro w samochód i jechać tam! Ale tam właśnie było z książką
Kapki Kassabovej. I to już po pierwszych kilkudziesięciu stronach. ]
Strandża,
Rodopy to nazwy, które do tej pory nic mi nie mówiły. Nigdy też nie
interesowałem się Bułgarią. W obecnej optyce turystycznej kraj ten to Złote
Piaski i inne kurorty a ta forma turystyki zupełnie mnie nie interesuje. W
książce jednak stykamy się z inną Bułgarią. Z pograniczem bułgarsko – turecko –
greckim. Z tytułową granicą, którą ciągle ktoś próbuje forsować. W latach
80-tych XX wieku to uciekinierzy z demoludów, głównie Niemcy z NRD, teraz
uchodźcy z Syrii. Autorka spotyka się i rozmawia mieszkańcami pogranicza z
wszystkich stron tej granicy, z pogranicznikami, obecnymi i byłymi, z
przemytnikami i ludźmi, którym w różny sposób ta granica pokręciła życie. W
1989 roku gdy wszędzie padał komunizm i żelazna kurtyna, ta część Bałkanów była
jeszcze świadkiem regularnej czystki etnicznej o czym nikt dziś nie pamięta.
Komunistyczna wciąż jeszcze Bułgaria wypędziła swoich muzułmańskich obywateli
do Turcji! O tym też jest w tej książce. Pamiętam jak wtedy moi rodzice o tym
rozmawiali – u nas już była wolna prasa i trochę się o tym pisało, dziś już
nikt o tym nie pamięta.
O tym
wszystkim jest ta książka. O pokręconych ludzkich losach, o granicy i tym co
się na niej wydarzyło kiedyś i co dzieje się obecnie. Klimat tych gór i
pogranicza zachęca do spakowania plecaka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz