Zaraz za
naszą granicą, dosłownie kilkanaście kilometrów od przejścia w Radoszycach,
położone jest słowackie miasto Medzilaborce. Pod tą trudną nazwą kryje się
miasteczko z ponad sześcioma tysiącami mieszkańców, Łemków, Słowaków i Cyganów.
Bezrobocie przekracza 20%. Siedemnaście kilometrów od miasteczka urodził się
Andy Warhol i dzięki temu teraz możemy kroczyć główną ulicą miasta, jego
imienia.
Odnowiona, znajdziemy przy niej lub niedaleko od niej wszystko co
najważniejsze – market i inne mniejsze sklepy, dwie cerkwie (jedna bardzo
ładna), hotel, niedaleko urząd miejski. Ot taka senna słowacka prowincja
otoczona pięknymi górami Beskidu Niskiego. Przez miasto przechodzi, niestety
nie używana dziś międzynarodowa linia kolejowa z Polski. Dlaczego więc o tym piszę? Otóż przy głównym
rondzie w samym centrum, naprzeciwko władz miejskich stoi pomnik można by rzec
braterstwa broni armii czechosłowackiej i radzieckiej, pod nim nie tak dawno
złożone kwiaty. Hmm…. No faktycznie, nie dość, że ich „wyzwolili” (Słowacja
księdza Tiso), to jeszcze ich najechali w 1968 roku, zresztą do spółki z nami.
No dobra, wiem nie wszyscy Słowacy popierali ks. Tiso itd. Ale mimo wszystko
razi mnie ten pomnik. Obrazu dopełniają czołgi stojące na postumentach – jeden przy
wyjeździe z miasta drugi prawie przy naszej granicy. Oba oczywiście z czerwoną
gwiazdą.
Od razu
zaznaczam – nie jestem obłąkanym dekomunizatorem, daleki jestem od wysadzania „niesłusznych”
pomników i rozkopywania grobów „okupantów” ale czas takich monumentów
zwyczajnie się już skończył i ich miejsce jest na cmentarzach wojskowych lub w
muzeach.
Czy ktoś mi
rzeczowo wytłumaczy dlaczego Słowacy mają do tego tak obojętny stosunek?
Pewnie Słowacy mają taki charakter że nie przeszkadzają im takie relikty komuny i czerwone gwiazdy...
OdpowiedzUsuń