czwartek, 17 marca 2016

Mariupol żyje normalnie

Do miasta docieram autobusem z Odessy rano, po całonocnej jeździe. Po drodze mijamy kilka blok – postów. Na niektórych z nich są kontrole dokumentów. Żołnierze pułku Azov, policjanci. 

Już na pierwszy rzut oka oceniam, że miasto zbyt piękne nie jest. Po drodze na dworzec mijamy spalony podczas zamieszek w 2014 roku budynek urzędu. Po jakimś czasie porządek w mieście przywróciło ukraińskie wojsko. 
Wysiadam, zupełnie nieznane miasto. Hotel zarezerwowany ale jeszcze trzeba do niego dotrzeć. Podchodzę do jednego z taksówkarzy, mówię ulicę i hotel. Zbiera się małe konsylium. W końcu jeden z nich mówi: - słuchaj, to jest niedaleko, tu prosto tą ulicą, góra dziesięć minut piechotą. Najwyraźniej na wschodzie Europy nawet taksówkarze są inni. Choć wyglądali "stylowo". Idę więc piechotą i po chwili faktycznie docieram do hotelu. Ruszam w miasto, pomagam sobie nawigacją w telefonie. Zaniedbane bloki mieszkalne, trochę kamienic w centrum. Część budynków może niezbyt dużych (nie tak jak w Kijowie) ale ten sam monumentalny styl stalinowski tylko, że w wersji pomniejszonej, dla prowincji. Centralny plac z nie działającą teraz fontanną i klombami, które być może na wiosnę obsadzą kwiatami. 








Miasto zdaje się żyć normalnie. Ludzie chodzą do pracy, do sklepów i na bazary. Siedzą w restauracjach. Przy hotelu, w którym mieszkałem jest jedna z lepszych, ze znakomitym jedzeniem i sprawną obsługą a co wieczór muzyka na żywo i tańce. Działają bankomaty, banki, komunikacja miejska opierająca się jak wszędzie na marszrutkach oraz kosmicznie wyglądających starych tramwajach oraz trolejbusach. 


O zagrożeniu przypominają jedynie dość często namalowane farbą na murach napisy informujące o schronach. 

Jedynie instytucje państwowe, zwłaszcza te związane z obronnością i bezpieczeństwem zamienione zostały w twierdze. Na początku konfliktu miasto na chwilę zostało opanowane przez separatystów, pojawiły się zielone ludziki, doszło do szturmu na komendę milicji. Dlatego takie środki ostrożności. Dziś starej milicji już nie ma, zastąpiła ją nowa policja, choć w Mariupolu radiowozami jeździ także wspierająca nową służbę Gwardia Narodowa. Na avtovagzale porządku pilnuje policjant, jeszcze w starym milicyjnym mundurze oraz trzech gwardzistów z kałasznikowami. Policjanci też często chodzą w wojskowych mundurach i hełmach kompozytowych. 

Na mieście pełno plakatów z twarzami poległych obrońców z pułku Azov oraz potępiających separatyzm. 


Miasto nie jest może ładne ale można w nim odszukać ładne rzeczy. Takim miejscem jest miejski park, z którego rozciąga się widok na Morze Azowskie. Tak, to mój pierwszy kontakt z Morzem Azowskim. Plaża, na której byłem co prawda nie powala, zaraz koło niej przebiega linia kolejowa, ale jakaś tam jest. Kiedyś przyjeżdżali tu ludzie z Doniecka na urlopy. 









Rejon Primorski to różne hotele i pensjonaty. W jednym z nich zakwaterowała się misja OBWE. Ich opancerzone samochody stoją przed obiektem. Linia frontu przebiega ok. 8 – 12 km na wschód od miasta. 



Niedawno ukraińska armia odzyskała kontrolę nad całą miejscowością Szyrokine – niegdyś małym letnim kurortem. Dziś to kupa ruin. 
24 stycznia 2015 roku na Mariupol spadły rosyjskie rakiety Grad zabijając trzydzieści osób a raniąc około stu. 
Znawcy tematu twierdzą, że obecnie mieszkańcy Mariupola dzielą się na trzy grupy: ci co za Ukrainą, ci co za Rosją i ci co za świętym spokojem. Byłem jednak zaskoczony, że na ulicach całkiem często słychać język ukraiński. W mieście żyje także całkiem spora społeczność grecka, której członków czasami nawet na pierwszy rzut oka można rozpoznać. Większość mieszkańców uważających się za Polaków została ewakuowana przez nasze władze do Polski, kilka miesięcy temu.
Byłem w mieście, w strefie ATO dwa dni i dwie noce. Obserwowałem, jak się żyje w przyfrontowym mieście. Mariupol stara się żyć normalnie. 

Na plaży przyleciał do mnie biały gołąb. Mariupolski gołąb pokoju? Oby. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz