Dziś w przeddzień pierwszej rocznicy ukraińskiej
rewolucji i w dziesiątą rocznicę tej pomarańczowej, wszedłem do Empiku i
zobaczyłem książkę korespondenta Newsweeka Michała Kacewicza, którego
korespondencje z Ukrainy bardzo lubię czytać. Od początku śledziłem co dzieje
się na Majdanie, byłem tam, zarywałem noce śledząc przez internetowe łącza
kolejne szturmy berkutu i bohaterską obronę Majdanu.
Rewolucja przeszła w wojnę z Rosją.
A dziś, być może w przeddzień kolejnej eskalacji tej
wojny wpada mi w rękę książka „Sotnie Wolności”.
Przeczytajcie fragment wstępu:
„Raz,
pewien ukraiński żołnierz, pod rozwaloną pociskiem artyleryjskim barykadą, gdzieś
w Donbasie, zapytał mnie, czy naprawdę
Europejczycy nie wiedzą, że Ukraina walczy za Europę właśnie? Nie o Europę ale
za, po to by zatrzymać w donieckich stepach, na tej dziurawej dziś granicy,
szaleństwo ze wschodu. Szaleństwo, które opanowało Rosję i zamieniło sąsiadów dotąd
jedynie niechętnych europeizacji Ukrainy w wyznawców idei powrotu mitycznego
imperium sprzed stu lat. A Europa naiwnie nie wierzy w szaleństwo. Dobrobyt,
dobre wzorce, wymiana handlowa miały zmienić Rosję. Kiedy ta wiara upadła,
pozostał czysty biznes i strach przed poniesieniem kosztów. Europejczycy nie
chcą się poświęcać, rezygnować z przywilejów dobrobytu, z kupowanego co parę
lat nowszego samochodu, z wakacji na greckich wyspach czy Kanarach.
Poświęcenie? W Donbasie poznałem żołnierza, ochotnika o pseudonimie Szulc. Miał
żonę, dwójkę dzieci i dobrą pracę w Kijowie. Ciepły, serdeczny, stateczny człowiek.
Rzucił to wszystko, za własne pieniądze kupił broń i sprzęt, wstąpił do
ochotniczego batalionu. Dwa tygodnie później dowiedziałem się, że zginął w
walkach z separatystami pod Iłowajskiem. Nikt nie wymaga od Europy takiego
poświęcenia. Jeszcze. Bo jeszcze można liczyć na Ukrainę. Nie boję się o nią.
Ukraina walczyła i przetrwa.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz