Ukraina jest jednym z czołowych światowych producentów pszenicy, kukurydzy i oleju słonecznikowego. W czasie wojny eksport tych produktów został prawie całkowicie zahamowany. Co z tego może wyniknąć także, dla reszty Europy?
Jak już wspomniałem świat poszukuje rozwiązań. Transport do portów bałtyckich jest oczywiście możliwy ale nie rozwiąże problemu. Borykamy się tu z szeregiem wąskich gardeł. Głównym są koleje i ich możliwości. Nie ma aż tylu wagonów do transportu zboża, dużym problemem jest też inny rozstaw ukraińskich szyn. Szeroki tor do Sławkowa koło Olkusza niczego nie załatwia. Problemem jest wreszcie sama granica, która zawsze była niewydolna. Rumunia podjęła decyzję o remoncie własnej linii szerokotorowej do portu rzecznego w Gałaczu na Dunaju. Wsparcie portu rzecznego Giurgiulesti w Mołdawii także nie załatwi sprawy.
Pozostaje Konstanca ale tu znów problem stanowi przepustowość kolei. Kolejnym wąskim gardłem z dużą podatnością na zniszczenie jest most kolejowo – drogowy w Zatoce, poważnie zresztą uszkodzony rosyjskimi rakietami już w kwietniu (nie znam obecnie jego stanu).
Osobiście, na dzień dzisiejszy nie zakładam aby państwa NATO lub państwa basenu Morza Czarnego udzieliły Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa i zorganizowały konwoje morskie ze zbożem z zespołu portów w okolicach Odessy. Groziłoby to bowiem wcześniej czy później starciem z rosyjską flotą czarnomorską, która co prawda w konfrontacji z flotą NATO czy nawet tylko turecką nie przedstawia specjalnej wartości jednak chodzi o sam fakt i jego konsekwencje. Takie konwoje były rozważane.
Mamy tu więc do rozwiązania problem gospodarczo-logistyczno-militarny, z którym, jeśli jako cywilizowany świat nie uporamy to będziemy mieć destabilizację sytuacji w części Afryki i kolejną falę uchodźców w Europie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz