Pomysł może
wydawać się odjechany albo jak kto woli absurdalny. Jechać na Słowację, z
Polski, aby zobaczyć coś w… Polsce. Ale chodziło o połączenie różnych atrakcji.
A taką był przejazd pociągiem do Medzilaborców, przywracaną, na szczęście do
życia linią przez Komańczę i Łupków. Już w zeszłe wakacje chciałem się tą trasą
przejechać ale nie było czasu. Właśnie przez te wioski wzdłuż linii kolejowej,
klimatyczną stację Nowy Łupków i Łupków oraz tunel prowadzący na Słowację.
Pisałem o tym kilka lat temu tutaj:
I udało się,
kolej na tym odcinku została przywrócona! Może w niewielkim wymiarze ale
jednak. W Nowym Łupkowie nadal niszczeje przetoczony tam chyba dwa lata temu
pociąg Gierka. Wielka szkoda.
Wysiedliśmy
w stacji Medzilaborce Mesto i szybciutko, bo pociąg był spóźniony, pobiegliśmy
na pobliski przystanek autobusowy aby dostać się do… naszej granicy za
miejscowością Čertižne. Zdążyliśmy, po dwóch minutach był autobus.
Ruszamy na
szlak. Mijamy dwie fantastycznie odremontowane łemkowskie chyże oraz opuszczony
posterunek słowackiej policji granicznej i maszerujemy do naszej granicy. Żar
leje się z nieba, często odpoczywamy. Także na przełęczy gdzie jest granica.
Schodzimy na naszą stronę – to dawna wieś Czeremcha, wysiedlona w 1947 roku.
Pozostały smutne zdziczałe drzewa owocowe, cerkwisko, cmentarz oraz przydrożne
krzyże. Dochodzimy do celu naszej wędrówki. Oto on:
Legendarne
już tablice drogowskazowe, znane chyba każdemu wielbicielowi Beskidu Niskiego!
W styczniu nie udało mi się do nich dotrzeć od strony Jaślisk z uwagi na
niemożność sforsowania brodu pieszo. Teraz przyatakowałem od słowackiej strony.
Nieco absurdalne? I tak ma być ;-)
Do
powrotnego i jedynego już tego dnia autobusu do Medzilaborców mamy masę czasu,
więc postanawiamy iść pieszo i łapać okazję. Już na szlaku, jeszcze na bitej
drodze zatrzymuje się terrano miejscowych, którzy pytają po słowacku czy nas
zwieźć do wsi. Oczywiście, trzeba oszczędzać siły. Potem idziemy pieszo,
próbując zatrzymywać jadące bardzo rzadko samochody. Zatrzymuje się skoda ale kierowca
mówi, że zaraz skręca w bok. Dwa inne pojazdy nie zatrzymują się ale jadący
czerwony dostawczak z sympatycznym kierowcą nas zabiera i podwozi do
Medzilaborców. Mamy zamiar coś zjeść przed pociągiem powrotnym ale znana mi z
zimy knajpa jest nieczynna z uwagi na wesele. W innych można jedynie napić się
piwa co zresztą czynie (1 EUR). Pozostają zakupy w jedynym czynnym sklepie
(Tesco) i konsumpcja zimnego kawałka pizzy popijanego cydrem w cieniu przy
muzeum Andy Warhola.
Miasteczko wielkości naszego miasta powiatowego sprawia
wrażenie wymarłego. Jak to u naszych południowych sąsiadów (jednych i drugich).
Dworzec z czynną kasą i chyba dwunastoma połączeniami kolejowymi dziennie z
miastem Humenne. U nich się jakoś da, u nas już by pewnie tory rozebrali. Wsiadamy
w pociąg powrotny do Polski.
Można
powiedzieć, że dwa w jednym – chciałem jechać pociągiem do Medzilaborców i
chciałem zobaczyć dawną wieś Czeremcha z jej słynnymi tablicami
drogowskazowymi. To była udana sobota!
😊 super. My też jeździmy z jednego końca Polski na drugi przez Słowację 😄 jakoś tak się już utarło u nas
OdpowiedzUsuń