czwartek, 1 września 2016

„Czerwony Kapitan”

Ucieszyłem się na wieść o tym filmie. Bo praktycznie nie ma u nas nic słowackiego (film jest koprodukcją słowacko – polsko – czeską) w kinach, czasem trafi się coś czeskiego, najczęściej przy okazji jakiegoś festiwalu. Cóż powiedzieć – film skręcony bardzo sprawnie, dynamicznie i… krwawo. W 1992 roku przypadkowo odkryte zostają zwłoki mężczyzny z gwoździem w głowie. Bratysławski detektyw z wydziału zabójstw policji (Maciej Stuhr w dobrej formie) rusza tropem, który prowadzi w coraz mroczniejsze zakamarki niedawnej historii wtedy jeszcze Czechosłowacji i jej bezpieki (StB) oraz oficjalnego kościoła, którego hierarchowie bardzo często współpracowali z policją polityczną. 
Jak już pisałem akcja filmu rozgrywa się dynamicznie a fabuła komplikuje się z każdą minutą. I to dobrze. Jednak przy takiej złożoności intrygi końcowe rozwiązanie wydaje mi się zbyt proste. Czyli reżyser namotał a potem wskazał widzowi zbyt proste rozwiązanie. Miałem także nadzieję zobaczyć więcej samej Bratysławy. Ale to można twórcom wybaczyć – w 1992 roku miasto wyglądało zupełnie inaczej (byłem tam po raz pierwszy w 1993 roku i np. Stare Miasto świeciło pustkami) niż wygląda teraz – ciężko było by przywrócić dawny stan na większa skalę. Ale to co się dało to zrobili – samochody z epoki, dość obskurne knajpy, broń starego typu itd.
Trzeba jeszcze zapytać jakim cudem główny bohater w ogóle przeżywa starcie z wszechpotężnymi pogrobowcami dawnej bezpieki? Ale skoro jego amerykańskim (czy też polskim) odpowiednikom się udaje to czemu nie jemu ;-)
Można powiedzieć, że Słowacy nakręcili swoje „Psy”. Mam jednak wrażenie, że troszkę zabrakło realizmu „tamtych czasów”. I szkoda, że ten film nie powstał w podobnym czasie co kultowy film Pasikowskiego. 
fot. internet 

Inną kwestią jest polski dubbing – uważam, że lepiej by było wyświetlać film w wersji oryginalnej, po słowacku z polskimi napisami.
Mimo tych drobnych mankamentów film Wam bardzo gorąco polecam, na Słowacji pobił już wszelkie rekordy oglądalności. I po prostu warto, bo nie wiadomo kiedy znów zobaczymy w naszych kinach coś zza naszej południowej granicy.
PS

Zapewne nigdy byśmy o tym filmie nie usłyszeli gdyby nie rola polskiego aktora  ;-)  
A już na zupełny koniec kilka moich zdjęć z Bratysławy. Tej współczesnej. Zdjęcia z 2014 roku. 







1 komentarz: