poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Stan oblężenia. ŚDM

Światowe Dni Młodzieży w Krakowie dobiegły końca. Ostatni pielgrzymi opuszczają miasto. Mimo iż także byłem zaangażowany w ochronę tego wydarzenia, znalazłem chwilę czasu aby poprzyglądać się pracy służb. Ogólnie zabezpieczenie oceniam bardzo dobrze i choć można się do czegoś zawsze przyczepić to nie o czepianie się tu chodzi. Do Krakowa przybyło około ośmiuset tysięcy pielgrzymów. To sporo mniej niż zakładano pierwotnie i chyba całe szczęście bo przepustowość ulic, mimo ich wyłączenia z ruchu np. po mszy na błoniach, były często na granicy możliwości. 




Znakomicie zabezpieczony był jeden z najbardziej newralgicznych rejonów – dworzec główny i galeria krakowska. To tu przewalały się ogromne tłumy przyjezdnych mogące być celem zamachowców. Duże ilości patroli policji, żandarmerii wojskowej oraz SOK zapewniły odpowiednie nasycenie terenu służbami. Warto wspomnieć, że najwyraźniej wyciągnięto wnioski z zamachów na zachodzie – część patroli policji w rejonie dworca była wyposażona w broń automatyczną – PM Glauberyt. 





Patrol policji z bronią automatyczną w galerii krakowskiej

Słaby punkt zabezpieczenia znalazłem na trasach przemarszów pielgrzymów – patrole oczywiście były, jednak było ich za mało, zwykle stały jedynie na końcu i początku danej ulicy. Gdyby coś się wydarzyło po środku to byłoby ciężko dotrzeć w to miejsce służbom, które musiałyby pokonać uciekający w panice tłum. Np. gdyby pośrodku Floriańskiej ktoś zaczął strzelać lub szaleć z maczetą, zbyt długo w mojej ocenie, trwałoby dotarcie służb na miejsce i unieszkodliwienie napastnika a co za tym idzie powstrzymanie rzezi. Na Rynku Głównym także mogło być więcej służb. 









Choć trzeba także brać pod uwagę, że nie o wszystkim wiemy, często jest tak, że służby obserwują teren skrycie aby w odpowiednim momencie zareagować. W zabezpieczeniu ŚDM były także wykorzystywane wojskowe drony, miasto było też patrolowane z powietrza przez kilka śmigłowców z operatorami jednostek specjalnych na pokładzie. 
Przestrzeń powietrzna była kontrolowana przez dodatkowe radary wojskowe rozmieszczone w mieście i na jego obrzeżach. To akurat się przydało i najpewniej zapobiegło prowokacji przeprowadzonej przez Rosjan. Z Radomia „przypadkiem” w kierunku Krakowa leciał samolot akrobacyjny z rosyjskim pilotem. Nim dotarł do Krakowa został przechwycony przez nasze myśliwce. Miał on zapewne dwojakie zadanie – po pierwsze sprawdzenie reakcji naszych służby wojskowych odpowiedzialnych za kontrolę przestrzeni powietrznej, jej reakcji w stanie wzmożenia, a także ewentualną kompromitację tych sił gdyby samolot jednak do Krakowa doleciał. Tu jednak cały system bezpieczeństwa także zadziałał prawidłowo.

Największe słowa uznania należą się jednak zwykłym policjantom i żandarmom, którzy w ostatni dzień mokli w czasie kilku burz jakie przeszły nad Krakowem i zabezpieczali skrzyżowania oraz trasy przemarszu wiernych.  


Po odlocie Franciszka szedłem przez Rynek Główny. Było na nim jeszcze wielu pielgrzymów. Jednak zabezpieczenie było już tylko symboliczne, głównie straż miejska. To błąd - potencjalnych celów dla terrorystów było nadal sporo a zmęczenie służb z pewnością powodowało spadek czujności. Tu już uważam jest się do czego przyczepić. Tak więc jeszcze raz wszystko się udało. Na Mogilskiej w Krakowie i Rakowieckiej w Warszawie zapewne strzeliły korku od szampanów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz