środa, 22 czerwca 2016

Pośrodku niczego

Dziś chcę Wam opowiedzieć o niezwykłym miejscu i pokazać jak jedna trafiona inwestycja, jeden dobry pomysł mogą ożywić zapomnianą przez boga i ludzi wioskę. Przy drodze do monastyrów Dawid Garedża, leżących na granicy z Azerbejdżanem, do których właściwie obowiązkowo każdy turysta będący w Gruzji powinien jechać, choćby ze względu na wspaniałe widoki jakie się z nich roztaczają, leży wioska Udabno. Dawniej wszyscy mijali to miejsce tak szybko jak na to pozwalała marna droga. Udabno po gruzińsku znaczy pustynia. Wioskę wybudowali w latach 80-tych XX wieku komuniści przesiedlając tam Swanów z drugiego końca Gruzji po katastrofalnej lawinie jaka zeszła w Swanetii zabijając wiele osób. Zrobili im więc „dobrze” przesiedlając kaukaskich górali na stepy i półpustynie, na drugi koniec kraju. Po upadku ZSRR część z tych osób wróciła do Swanetii lub przesiedliła się w inne regiony Gruzji, najczęściej do Tbilisi. Obecnie wioskę zamieszkuje około trzystu osób. Głównym zajęciem jest pasterstwo. 

W 2013 roku w tej zapomnianej miejscowości Polacy otwarli knajpę. Coś co teoretycznie nie mogło się udać odniosło wielki sukces. Zatrzymują się tam prawie wszyscy jadący do lub z Dawid Garedża. Nie można powiedzieć, że zostało to bez wpływu na wieś. Po pierwsze przynajmniej kilka osób w ten czy inny sposób znalazła możliwość zarobku – miejscowe kobiety pracują w kuchni, chłopaki traktorem co drugi – trzeci dzień przywożą wodę – wodociąg dopiero jest w budowie. 




Przedsięwzięcie się rozwija – dobudowano bungalowy, w których w komfortowych warunkach można przenocować a w sąsiednim domu powstał hostel dla mniej wymagających. Powstał też specyficzny amfiteatr z euro palet, w którym mogą odbywać się różne imprezy kulturalne – a więc nie tylko biznes. 


I wioska przez którą każdy jedynie przejeżdżał i chciał zapomnieć, zaczęła się ożywiać. Będąc tam ostatnio kilka razy zobaczyłem drogowskaz do kolejnego hostelu, który otwarli już miejscowi. Bieda jest w Gruzji dość częstym zjawiskiem. Ale nawet miejscowe dzieci nie przychodzą do knajpy żebrać tylko przynoszą turystom swoje rysunki, które można kupić za 2 – 3 lari. Nie musze dodawać, że okoliczne psy wcale nie wyglądają na głodne.
Tak oto jeden trafiony polski pomysł, jeden rozwijający się dynamicznie biznes odniósł pozytywny wpływ na, przynajmniej część zapomnianej przez wszystkich wioski. I tak trzymać.

Przyznam, że w jakimś stopniu fascynuje mnie to miejsce za każdym razem gdy tam jestem. I udziela się to także moim turystom. 
Na ścianie w barze - pustynia na pustyni ;-)