wtorek, 20 października 2015

Gruzińska Droga Wojenna

Pod tą złowrogą nazwą kryje się trasa z Tbilisi do Władykaukazu w Północnej Osetii, przebiegająca przez grań Wielkiego Kaukazu – Przełęcz Krzyżową – prawie 2400 mnpm. Od dwóch lat jest już asfaltowa na całej długości do granicy gruzińsko – rosyjskiej, wcześniej odcinkami była kamienisto – szutrowa.
Fot. Ł. L. 

Jadąc z Tbilisi warto zatrzymać się po drodze w Mcchecie – prastarej stolicy Kartlów, następnie przy twierdzy Ananuri oraz na punkcie widokowym przed przełęczą – dość koszmarnej posowieckiej budowli przedstawiającej na swoich ścianach „braterstwo broni” narodu rosyjskiego i gruzińskiego.
Twierdza Ananuri 
Fot. T. P. 
Fot. T. P. 
Fot. R. S. 

Dziwię się, że jeszcze nie zostało to zburzone przez Gruzinów i zastąpione jakąś nowoczesną konstrukcją. Choć miejsce samo w sobie jest bardzo klimatyczne i widoki oszałamiające.
Fot. T. P. 

Chwilę wcześniej mijamy też Gudauri – największy gruziński kurort narciarski cieszący się bardzo dobrą opinią wśród bywalców. Z roku na rok widzę jak przybywa tam hoteli.



Mijamy przełęcz z grobami jeńców niemieckich, i malowniczą drogą zjeżdżamy w dół w kierunku miasteczka Stepacminda. Wszyscy i tak przeważnie używają starej nazwy – Kazbegi. 









Pierwszy raz jechałem tą drogą w dość niecodziennych okolicznościach – w pierwszy dzień rosyjsko – gruzińskiej wojny w 2008 roku. Wtedy wynajętym busem wraz z grupą przyjaciół jechaliśmy do Kazbegów. Droga biegnie chwilami bardzo blisko granicy z Osetią Południową, obawiałem się więc czy ruski specnaz nie przejdzie gdzieś przez góry i nie urządzi jakiejś dywersji po stronie gruzińskiej. Nie tylko my się obawialiśmy – wszystkich ważniejszych miejsc i obiektów na trasie pilnowały posterunki policji ochronnej z kałasznikowami.
Fot. R. S. 

Do tego pogoda nie była najlepsza, od czasu do czasu padał deszcz a zamiast pięknych widoków przewalały się mgły i chmury. Po drodze w deszczu zwiedziliśmy twierdzę Ananuri a w tym czasie nasz kierowca pilnie wsłuchiwał się w komunikaty radiowe. Pytam go: - Shto skazali, budiet waina? A on na to: - da za woinu… Dojechaliśmy do Kazbegów, rozlokowaliśmy się na kwaterze. Mimo ogarniającego wszystkich napięcia oraz marnej pogody postanawiamy coś zobaczyć. Wyruszamy pieszo na wzgórze Gergeti do monastyru Cminda Sameba. Wspinamy się drogą korzystając z każdej nadarzającej się okazji aby zrobić zdjęcie – gdy coś widać. Z dołu jedzie jeep. Kierowca zatrzymuje się i pyta czy nas podrzucić. W środku jest jeszcze starsza kobieta i młody chłopak. Dziewczyny siadają w środku a my na stopniach na zewnątrz dojeżdżamy pod samą cerkiew. Niestety widoczność nie przekracza pięciu metrów. Zwiedzamy świątynię i rozmawiamy z naszym kierowcą. Okazuje się być generałem ale dyplomatycznie nie pytam jakiej armii (znaczy czy już gruzińskiej czy jeszcze radzieckiej a może jednym z przywódców Mchedrioni – bojówek z lat 90tych XX wieku). Pyta nas czy wiemy co się dzieje, chwilę rozmawiamy na tyle na ile pozwala mój, jeszcze wtedy marny rosyjski. Ma silny gruziński akcent co dodatkowo utrudnia zrozumienie co mówi. Schodzimy na dół, kręcimy się po miasteczku, wtedy jeszcze zapadłej dziurze, jemy wspaniałe chaczapuri w barze. 

Dziś Kazbegi bardzo się zmieniły. Powstały nowe sklepy, liczne bary i restauracje, mnóstwo guesthousów. Miasteczko jest obowiązkowym i jednocześnie łatwo dostępnym miejscem na Wysokim Kaukazie do którego docierają właściwie wszyscy turyści bo można tam dojechać zarówno dużym autokarem z wycieczką, wynajętą taksówką lub jeepem a także kursową marszrutką. Wszystko kwestia upodobań i zasobności portfela. I jest to stosunkowo blisko od Tbilisi. Tego atutu nie posiadają takie miejsca jak Omalo w Tuszetii czy Uszguli w Swanetii – to sporo dalej (ale to miejsca absolutnie klimatyczne, widokowe i spektakularne) i można tam dotrzeć jedynie jeepem najlepiej z wyspecjalizowanymi firmami, które organizują takie wyjazdy (http://zewszystkichstron.blogspot.com/p/wyprawy.html) albo szukać szczęścia samemu wynajmując na miejscu jeepa z kierowcą. Do Kazbegów zaś dotrzeć może właściwie każdy turysta.

Z różnymi ludźmi odwiedziłem już różne zakątki Gruzji i te „oklepane” gdzie jadą wszyscy i te wyjątkowe gdzie docierają tylko niektórzy. Ale widoki z Gruzińskiej Drogi Wojennej oraz wzgórza Gergeti robią wrażenie na każdym!  













GDW kwiecień 2013 ;-) 

1 komentarz:

  1. Wow, Droga Wojenna w 2008... odważnie.
    My byłyśmy teraz w maju, i pogoda nam się tak udała.. coś pięknego!
    Ciekawe opisy, zdjęcia jakby stopklatki z oczu :) ( podobnie jak u nas )
    Pozdrawiam!
    www.5girlsingeorgia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń