sobota, 27 czerwca 2015

Dwa miasta

Nie byłem w Cieszynie już sporo lat. Jakoś dawniej częściej mi się zdarzało. Wreszcie znalazł się czas, ciągnęło mnie już tam od dawna. To miasto coś w sobie ma. I zapewne jest to granica przebiegająca przez jego środek, atmosfera takiej trochę multikulturowości, dwa narody obok siebie, na wyciągnięcie ręki. Dojechałem autobusem, doszedłem do Rynku i się zachwyciłem! Naprawdę bardzo przyjemne miejsce. 






W sumie to zawsze mało zwiedzałem polską część, zawsze mnie gnało na drugi brzeg Olzy i do tego zawsze było mało czasu bo zawsze trzeba było coś załatwić i wrócić do Krakowa/Katowic. Tym razem wreszcie zwiedziłem wzgórze zamkowe bo, wstyd przyznać, wcześniej nie było kiedy. 











Wcześniej jednak w kultowym sklepie Społem zakupiłem kultową kanapkę z sałatką jarzynową (są jeszcze ze śledziem). Pycha! 


Ale znów dochodzę do mostu granicznego, Mostu Przyjaźni i ciągnie mnie na drugą stronę. Kiedyś, paszporty, wypytywanie gdzie, dokąd, po co, ile macie pieniędzy itd. Dziś to po prostu zwyczajny most a o granicy mówią jedynie stojące tabliczki. 

W dawnej placówce naszej SG jest obecnie kawiarnia „Na Granicy” a na posterunku czeskich pograniczników informacja turystyczna i biura euroregionu.



Ulica Główna po czeskiej stronie, dobrze mi znana, prowadzi mnie do przecznicy w kierunku rynku Czeskiego Cieszyna. O ile u nas, można powiedzieć, że tętni życie, tu miasto jest raczej opustoszałe. Jest sobota więc po 13 zamykają większość sklepów i robi się jeszcze bardziej pusto. 


Ale zdążyłem, na szczęście odwiedzić mój ulubiony sklep z bronią, który jak się okazało nadal istnieje. Kiedyś kupowało się tu pałki typu tonfa i szmuglowało na naszą stronę, potem pałki teleskopowe – w Czechach dostępne dużo wcześniej niż u nas. 
Spaceruję trochę po uliczkach, przechodzę na drugą stronę torów kolejowych ale tam właściwie nic ciekawego, wracam więc do centrum, idę nad Olzę – graniczną rzekę dzielącą Cieszyn na dwa miasta. Podział dziś iluzoryczny bo przez oba mosty możemy przecież przekroczyć granicę kiedy chcemy. Ale na nowo zrewitalizowanym bulwarze dostrzegam jeszcze tabliczkę po Czesku – „granica państwa przekraczanie zabronione”, pozostawioną tam chyba na pamiątkę bo w myśl przepisów Schengen granice wewnętrzne UE możemy przekraczać w każdym miejscu, więc jak ktoś chce to może nawet zamoczyć nogi i przejść przez płytką Olzę. 
 Ale przypomnijmy, że kiedyś była to „granica przyjaźni” gdzie za taki pomysł mogli was nawet zastrzelić. Widzę drugi most, którym kiedyś wracało się do Polski – pamiętam czasy gdzie klimat na tym przejściu przypominał obecne przejście ukraińsko – polskie w Medyce – nic przyjemnego.


Nieco zmęczony i już trochę głodny zachodzę do czeskiej gospody, polecanej dość szeroko w Internecie restauracji „U Huberta” na ulicy Głównej (po Czeskiej stronie tabliczki są dwujęzyczne, po naszej niestety nie). 
Zamawiam gulasz z knedlami i svetlego kozla. Ilość gulaszu, jak dla mnie, nie jest zbyt wielka ale dopycham się knedlami z sosem i jest ok. Wszystko bardzo smaczne i szybko. Domawiam drugie piwo… Niestety trzeba się zbierać na autobus… 
 Jeszcze szybkie zakupy – dwa czeskie wina (jedno właśnie mam teraz „na warsztacie”) i oczywiście czekolada studencka. Przez Most Przyjaźni wracam do Polski.
Cieszyn to chyba przykład modelowej współpracy między władzami miast leżących obok siebie po dwóch stronach, na szczęście otwartej dziś granicy. Dla mnie specyficzne, fascynujące miejsce.  

niedziela, 21 czerwca 2015

FB nie przestaje mnie zaskakiwać

Facebook nie przestaje mnie zaskakiwać! Wśród proponowanych mi moich znajomych widnieje Vadim Tituszko - najbardziej znany ukraiński chuligan od nazwiska którego wzięła się nazwa dresiarzy atakujących za pieniądze (zwykle Partii Regionów Janukowycza) ukraińskich patriotów, zwłaszcza podczas Rewolucji Godności.
Znane były także przypadki zabójstw dokonywanych przez dresiarzy. Sam Vadim Tituszko pochodzi z miasta Biała Cerkiew i został skazany (mimo wszystko) za swój słynny atak na niezależnych dziennikarzy jeszcze w czasach Janukowycza. 


Po masakrze na Majdanie, z tego co słyszałem, sam stał na blok-poście w swoim mieście, nie puszczając innych tituszek jadących na wezwanie Janukowycza na Majdan aby walczyli z rewolucją.


Czyżby postać tragiczna?
Ciekawe co się teraz z nim dzieje...

Wszystkie fotografie - Internet

EDIT:
To się znalazł. Jakby odmieniony. Trenuje dzieci w Białej Cerkwi, pomaga zbierać środki dla ATO, studiuje zaocznie politologię. Nic w przyrodzie nie ginie. 
Powodzenia chłopie! 
http://forumtp.net/item/34241-vadim-titushko-za-krovavuyu-bojnyu-platil-ne-yanukovich-a-klimenko-vilkul-stolar-i-suren-sardaryan

wtorek, 16 czerwca 2015

Pomoc dla Tbilisi

Po tragicznej powodzi w stolicy Gruzji w pomoc włączają się także polskie organizacje. Stowarzyszenie Społeczno - Kulturalne "Most Do Gruzji" udostępniło swoje konto na które mozna wpłacać datki:

Szanowni Państwo,
w związku z brakiem pomocowego konta złotówkowego i dość wysokimi prowizjami naszych banków, w odpowiedzi na Państwa zapytania udostępniamy konto naszego Stowarzyszenia. Jeśli chcą Państwo wesprzeć pomoc Tbilisi prosimy o wpłatę środków w PLN na rachunek Stowarzyszenia "Most do Gruzji" - koniecznie z dopiskiem POMOC TBILISI. Numer rachunku: 46 1540 1115 2111 6011 9311 0001. Oświadczamy, że absolutnie wszystkie tak dokonane wpłaty zostaną w całości przekazane na rachunek walutowy z listy udostępnionej przez Ambasadę Gruzji. Nasze Stowarzyszenie nie będzie dokonywać żadnych potrąceń za obsługę i samo poniesie koszty dokonania przelewu, który planujemy dokonać po 10 dniach zbiórki (abyśmy mogli uwzględnić zaplanowane akcje w Krakowie i Łodzi). 

Apelujemy o pomoc!!!! 

niedziela, 7 czerwca 2015

Podróże kulinarne po Krakowie

Od dawna nosiłem się z zamiarem przetestowania dwóch „egzotycznych” restauracji jakie znajdują się w Krakowie. Wreszcie była okazja i czas aby to zrobić. Pierwsza to Samarkand na Dajworze – knajpa uzbecka. Menu niezbyt rozbudowane, zamówiłem sztandarowe, jak mi się zdaje, danie z tegoż menu - Tandir. Fajnie upieczone mięso z barana z kością. Ale przyznam, że trochę mało. Do tego jakieś tam ziemniaczki i sałatka. Dobre, nie mogę powiedzieć, jednak na moje możliwości trochę mało. Cena 35 pln  - nie zabija ale najtaniej też nie jest. Ruch w restauracji słaby (przynajmniej podczas mojej obecności). Uzbekistan jest moim marzeniem, mam nadzieje się tam kiedyś wybrać. Ciężko mi się więc odnieść do podobieństw serwowanych potraw do tych tam na miejscu. W ofercie jest jednak także płow, który doskonale znam z wizyt na Krymie czy chociażby we Lwowie – wcale nie trzeba jechać aż do Uzbekistanu – wystarczy 100 km od naszej wschodniej granicy. Obsługa z wyglądu azjatycka czyli merytoryczna, więc to na plus. Na minus – nie najadłem się ale nie wszyscy potrzebują tyle jedzenia co ja ;-) 
fot. Facebook

Na drugi dzień mój wybór padł na Bałkanicę – knajpę bałkańską na ulicy Czystej. Zdjęcia na ścianach, z moich ulubionych Bałkanów, na których byłem już kilka razy i ciągle mi mało. Menu nieco bogatsze, w tym znane mi dobrze z Bośni, Serbii czy Czarnogóry - Cewapcici czy Pljeskawica. Zamawiam tą ostatnią a do tego sałatkę szopską. To już była lekka rozpusta jak się okazało. Ledwo zmieściłem i najadłbym się samym daniem głównym w cenie, jeśli dobrze pamiętam także 35 pln. Niestety ceny innych rzeczy z menu są z górnej półki – sałata szopska 16 złotych, choć trzeba tu zaznaczyć, że byłem sam – na dwie osoby i cena i ilość sałatki byłaby w miarę zadowalająca. Kieliszek bałkańskiego wina 18 – 19 złotych – to już gruba przesada.
Mimo pewnych „niedogodności” polecam obie knajpy z naciskiem jednak na Bałkanicę, choć jestem świadom, że to moje subiektywne zapatrywania.

Tyle z podróży, tym razem kulinarnych. 
Fot. Facebook