sobota, 20 grudnia 2014

Wokół Jeziora Szkoderskiego

Trzy miesiące temu, gdy byłem na Bałkanach zrobiliśmy sobie małą wycieczkę wokół Jeziora Szkoder. Wyruszyliśmy samochodem z okolic Baru i przez przejście graniczne w okolicach Shtuf przekroczyliśmy granicę z Albanią. Oczekiwanie na granicy trwało co najmniej 45 minut mimo pracujących obu pasów i wspólnych odpraw dokonywanych przez policję czarnogórską i albańską. Po prostu było dużo chętnych. Znakomitymi albańskimi drogami dojechaliśmy do Szkodra – pierwszego dużego miasta po stronie albańskiej. Ponieważ było ono dość długo pod panowaniem weneckim to do dziś mieszka tam dużo katolików – jest to główny katolicki ośrodek w Albanii. Od razu pojechaliśmy do twierdzy Rozafa. Pochodząca jeszcze z czasów iliryjskich, wykorzystywana potem przez Wenecjan i Turków, skutecznie ryglowała kiedyś dostęp do miasta. Funkcję militarną ostatni raz spełniała w 1913 roku. Podczas licznych wojen dość znacznie ucierpiała ale widok jaki można podziwiać z ruin jest wspaniały! 
Widok na Szkoder z twierdzy

Tzw. Ołowiany Meczet







Widok na Jezioro Szkoderskie z twierdzy






Samo miasto Szkoder ma ładne, choć zatłoczone centrum z reprezentacyjnym deptakiem, na którym znajdują się liczne knajpy. Kościoły mieszają się z meczetami. Zjedliśmy dobry obiad w jednej z restauracji i zapuściliśmy się w boczne uliczki. Zrobiliśmy zakupy w markecie, zarówno tam jak i w knajpie płacąc w euro, choć zawsze lepiej zapytać wcześniej bo nie wszędzie chcą przyjmować. Miejscowych pieniędzy – leków nie mieliśmy ale w mieście, gdyby była taka potrzeba jest dużo bankomatów. Tu też poznaliśmy wiodący albański koniak Skënderbeu – od nazwiska ich znamienitego bohatera. Nie produkował koniaku – był wojownikiem i wodzem. 




Ruszyliśmy w drogę powrotną do Czarnogóry tym razem objeżdżając jezioro od strony północnej. Wszędzie drogi były zaskakująco dobre. W którymś momencie nawet zobaczyliśmy jeden z legendarnych bunkrów z czasów dyktatora Enwera Hodży. Na stoiskach z pamiątkami można kupić popielniczki w ich kształcie. Dość niespodziewanie dojechaliśmy do przejścia granicznego i tym razem bez zbędnego czekania przejechaliśmy na stronę Montenegro. Po drodze z widokami bywa rożnie ale dojechaliśmy do jednego miejsca, które nas urzekło. Gdy teraz oglądam zdjęcia z tego miejsca to nadal mam wrażenie jakby to były fotografie z Wietnamu a nie z Czarnogóry(oczywiście jakby nie te góry wokół). Zobaczcie sami. 








 A Albania, cóż… kusi do kolejnych wizyt…


wtorek, 16 grudnia 2014

Dzień z Myslovitz


Myslovitz. Genialna rockowa grupa z Mysłowic! Którego miasta burmistrz mówił że się to nie przyjmie z tą nazwą!

Nie, nie, nie

Dziś rano włączyłem sobie na YT składankę tej grupy i zacząłem pracować – wbrew pozorom. Wybierając do oferty kilkadziesiąt z kilku tysięcy zdjęć - nie jest to łatwe. Ale stary dobry Myslovitz przygrywał więc robota jakoś szła ;-)

Po południu byłem umówiony na browar z dawno nie widzianym kumplem. Wchodzimy do
http://www.houseofbeerkrakow.com/

i słyszę także Myslovitz! Kilka płyt! Niektóre kawałki, o których już dawno zapomniałem! To był zajebisty dzień!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Jeziorak


Film widziałem już stosunkowo dawno bo w październiku ale jakoś nie było kiedy o nim napisać. Cóż można powiedzieć – znakomity, ujmując jednym słowem. Swego czasu mianem „Polskiego Fargo” określono „Dom Zły” Smarzowskiego ale zdecydowanie to miano pasuje lepiej właśnie do „Jezioraka”. A w filmie nasze jeziora i lasy sfilmowane w dość mroczny sposób co podkreśla klimat tego kryminalnego thrillera. Do tego prowincjonalna komenda, prowincjonalne układy i znajomości ale także tajemnice sięgające głęboko do lat 80-tych XX wieku.

Jedynie mała uwaga do scenarzysty: akcja rozgrywa się na Mazurach a radiowozy mają numer boczny z Warszawy i trochę za bardzo główna bohaterka epatuje „blachą” – w policji nikt tak nie chodzi. Ale czepiam się.

Naprawdę ogląda się znakomicie a napięcie nie słabnie do końca. Pierwszy od lat rasowy polski thriller kryminalny. Polecam!
https://www.youtube.com/watch?v=QWbO0_wPbz0

środa, 10 grudnia 2014

Spa w Starych Kiejkutach


Afera z tajnymi więzieniami CIA krąży i skupia uwagę mediów, które, jak to zwykle zachłystują się nową – starą sensacją. Jednak im więcej o tym wszystkim mówią politycy i media tym wzrasta zagrożenie atakiem terrorystycznym na nasz kraj lub żołnierzy stacjonujących poza jego granicami a także nasze placówki dyplomatyczne na całym świecie.

Cała sprawa to porażka USA. Tajność całej sprawy padła przez tarcia polityczne i chęć zdobycia dodatkowych punktów w kolejnych wyborach. Nasz kraj dostał jakby rykoszetem tego, że grupa senatorów USA, zwłaszcza demokratów chciała dowalić republikanom. Tak w największym uproszczeniu. Prawa człowieka są tu, moim zdaniem na szarym końcu.

Inną sprawa jest w ogóle legalizacja tortur w przepisach amerykańskich. Jak powiedział w jednym z wywiadów płk Makowski wprowadzenie legalnych tortur to swego rodzaju porażka wywiadu. Wiadomo przecież, że wszystkie służby stosują różne „niekonwencjonalne” metody przesłuchań i pozyskiwania informacji. W policji kiedyś nazywano to „rozpytaniem dynamicznym”. Jednak legalizacja tego typu metod może prowadzić do nadmiernego ich stosowania, co w tym przypadku miało miejsce. Jednak różne „ważne” organizacje broniące praw człowieka już chyba zapomniały o tym co stało się w Nowym Jorku w 2001 roku, zapomniało zapewne o Piotrze Stańczaku zamordowanym przez islamskich terrorystów, o dziennikarzu Waldemarze Milewiczu zastrzelonym w zasadzce, że o kilkudziesięciu zabitych naszych żołnierzach w Iraku i Afganistanie nie wspomnę. A więc nie płaczmy aż tak nad „biednymi” terrorystami bo ci po wyjściu na wolność zapewne bez wahania urżnął łeb niewiernemu, obrońcy praw człowieka.

Celnie podsumował amerykański raport były szef agencji wywiadu Siemiątkowski – porównał go do wypocin Macierewicza z rozwiązania WSI. Skala szkodliwości jest podobna. Bo kto będzie chciał teraz współpracować z CIA?

Mówienie o tej sprawie jest sprzeczne z polską racją stanu. Ale mleko się już wylało…

foto internet