środa, 19 listopada 2014

Sotnie Wolności


Dziś w przeddzień pierwszej rocznicy ukraińskiej rewolucji i w dziesiątą rocznicę tej pomarańczowej, wszedłem do Empiku i zobaczyłem książkę korespondenta Newsweeka Michała Kacewicza, którego korespondencje z Ukrainy bardzo lubię czytać. Od początku śledziłem co dzieje się na Majdanie, byłem tam, zarywałem noce śledząc przez internetowe łącza kolejne szturmy berkutu i bohaterską obronę Majdanu.

Rewolucja przeszła w wojnę z Rosją.

A dziś, być może w przeddzień kolejnej eskalacji tej wojny wpada mi w rękę książka „Sotnie Wolności”.
 
Przeczytajcie fragment wstępu:
„Raz, pewien ukraiński żołnierz, pod rozwaloną pociskiem artyleryjskim barykadą, gdzieś  w Donbasie, zapytał mnie, czy naprawdę Europejczycy nie wiedzą, że Ukraina walczy za Europę właśnie? Nie o Europę ale za, po to by zatrzymać w donieckich stepach, na tej dziurawej dziś granicy, szaleństwo ze wschodu. Szaleństwo, które opanowało Rosję i zamieniło sąsiadów dotąd jedynie niechętnych europeizacji Ukrainy w wyznawców idei powrotu mitycznego imperium sprzed stu lat. A Europa naiwnie nie wierzy w szaleństwo. Dobrobyt, dobre wzorce, wymiana handlowa miały zmienić Rosję. Kiedy ta wiara upadła, pozostał czysty biznes i strach przed poniesieniem kosztów. Europejczycy nie chcą się poświęcać, rezygnować z przywilejów dobrobytu, z kupowanego co parę lat nowszego samochodu, z wakacji na greckich wyspach czy Kanarach. Poświęcenie? W Donbasie poznałem żołnierza, ochotnika o pseudonimie Szulc. Miał żonę, dwójkę dzieci i dobrą pracę w Kijowie. Ciepły, serdeczny, stateczny człowiek. Rzucił to wszystko, za własne pieniądze kupił broń i sprzęt, wstąpił do ochotniczego batalionu. Dwa tygodnie później dowiedziałem się, że zginął w walkach z separatystami pod Iłowajskiem. Nikt nie wymaga od Europy takiego poświęcenia. Jeszcze. Bo jeszcze można liczyć na Ukrainę. Nie boję się o nią. Ukraina walczyła i przetrwa.”
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz