sobota, 29 listopada 2014

Ulica Bohaterów Niebiańskiej Sotni


Ulica Instytucka w Kijowie, której część dolną, najbliżej Majdanu Niezałeżnosti przemianowano ostatnio na Bohaterów Niebiańskiej Sotni, robi niesamowite wrażenie. Gdy byłem tam zaraz po rewolucji były jeszcze na niej barykady i stosy zerwanej kostki brukowej a wszystko udekorowane kwiatami. Teraz, w rocznicę rozpoczęcia protestów na Majdanie kwiatów jest nie mniej, pojawiły się tablice i pomniki upamiętniające poległych 20 lutego i wcześniej. Niewyobrażalna rzeź, nie do pomyślenia w europejskim cywilizowanym państwie. A jednak. Strach przed oddaniem władzy, przed utratą zgromadzonego nielegalnie majątku a może strach przed odpowiedzialnością za już popełnione zbrodnie, okazał się silniejszy i doprowadził do niewyobrażalnej tragedii. W sercu ogromnego europejskiego miasta strzelano do ludzi z kałasznikowów i karabinów snajperskich! Inna sprawa, że nie wiadomo czy specnazowcy w czarnych mundurach, których widzieliśmy jak strzelają do ludzi nie pochodzili z Rosji – pojawiają się takie informacje. Bo to, że rosyjskie służby porywały i torturowały uczestników protestów, jeszcze w czasie trwania Majdanu jest akurat pewne, mówią o tym relacje tych, którzy przeżyli takie wycieczki do nikąd.

Ulica Instytucka/Bohaterów Niebiańskiej Sotni jeszcze długo będzie wielką narodową traumą dla Ukraińców i chyba dla każdego idącego tą ulicą. To miejsce będzie trochę jak Oświęcim gdzie delegacje i zwykli ludzie będą przyjeżdżać aby oddać hołd poległym.

Ukraino, przed Tobą jeszcze długa i ciężka droga. Nie pozwólcie aby te ofiary poszły na marne.  














Tymczasem Ukrainie przybywa z każdym dniem nowych bohaterów, poległych na wschodzie żołnierzy i funkcjonariuszy biorących udział w walkach z rosyjską armią i grupami terrorystów.
Bohaterowie nie umierają
 


Polegli w strefie ATO
 

Rytmy Wolności


Minął rok od rozpoczęcia ukraińskiej Rewolucji Godności. Zbieram się w sobie aby napisać kilka słów o rocznicy i samej rewolucji ale na razie jakoś nie mogę zebrać myśli. Na razie rozpamiętuję te mroźne dni spędzone na Majdanie zarówno teraz jak i dziesięć lat temu w czasie pomarańczowej rewolucji, której owoce, niestety zostały zmarnowane. Wsłuchuję się w kolejne „hymny” tych rewolucji. Posłuchajcie razem ze mną:
https://www.youtube.com/watch?v=PZLmE1OW2nU
poczynając od początku - czyli 2004 rok - Pomarańczowa Rewolucja - rewolucja zmarnowanych szans, zmarnowanych 10 lat.
I polska wersja:
https://www.youtube.com/watch?v=DjrOVQrKaOo

Ale przechodząc do Rewolucji Godności. Kawałek, hymn obu tych rewolucji w wersji z przed 10 lat i współczesnej:
https://www.youtube.com/watch?v=NXnytBRDh-4

i z Majdanu 2013/2014. Okean Elzy - jedna z najbardziej wziętych grup rockowych z byłego ZSRR - -mimo że śpiewają tylko po ukraińsku są popularni nawet w Rosji:
https://www.youtube.com/watch?v=R0KvzXWO9RE

I druga piosenka Okean Elzy, również uznawana za jeden z hymnów Majdanu:
https://www.youtube.com/watch?v=VyAdbv9vooc

Polacy także aktywnie i bardzo silnie włączyli się w poparcie dla walczących na barykadach Ukraińców. Tą piosenkę grupy Taraka w jeden z zimowych dni rewolucji o jednej umówionej godzinie nadały wszystkie polskie stacje radiowe i telewizyjne. Nieraz będąc zwłaszcza we Lwowie ale także w Kijowie słyszałem ten kawałek ustawiony jako dzwonek w komórce:
https://www.youtube.com/watch?v=QtClmp3zQBc
Rewelacyjną piosenkę, po ukraińsku nagrał Paweł Kukiz:
https://www.youtube.com/watch?v=Ks77HgKjxY0

Czymś niesamowitym była masakra dokonana przez oddziały specjalne 20 lutego. Ludzie ginęli już wcześniej ale w tym dniu snajperzy zastrzelili ponad siedemdziesiąt osób. Pieśń żałobna Majdanu po prostu zwala z nóg...
https://www.youtube.com/watch?v=wcDwR9OZ8D8

Na koniec dwie rzeczy; Jedna to piosenka i teledysk białoruskiej grupy Lapis Trubieckoj, dziwnym trafem zakazana ostatnio w Rosji
https://www.youtube.com/watch?v=D8HqRH5cHPo

Ale przede wszystkim hymn Ukrainy śpiewany przez Rusłanę i tłum na Majdanie. Po prostu coś niesamowitego...
https://www.youtube.com/watch?v=tcrt7IxPDCM

Oby Wam się udało... Aby te ofiary i poświęcenie nie poszły na marne...

środa, 19 listopada 2014

Sotnie Wolności


Dziś w przeddzień pierwszej rocznicy ukraińskiej rewolucji i w dziesiątą rocznicę tej pomarańczowej, wszedłem do Empiku i zobaczyłem książkę korespondenta Newsweeka Michała Kacewicza, którego korespondencje z Ukrainy bardzo lubię czytać. Od początku śledziłem co dzieje się na Majdanie, byłem tam, zarywałem noce śledząc przez internetowe łącza kolejne szturmy berkutu i bohaterską obronę Majdanu.

Rewolucja przeszła w wojnę z Rosją.

A dziś, być może w przeddzień kolejnej eskalacji tej wojny wpada mi w rękę książka „Sotnie Wolności”.
 
Przeczytajcie fragment wstępu:
„Raz, pewien ukraiński żołnierz, pod rozwaloną pociskiem artyleryjskim barykadą, gdzieś  w Donbasie, zapytał mnie, czy naprawdę Europejczycy nie wiedzą, że Ukraina walczy za Europę właśnie? Nie o Europę ale za, po to by zatrzymać w donieckich stepach, na tej dziurawej dziś granicy, szaleństwo ze wschodu. Szaleństwo, które opanowało Rosję i zamieniło sąsiadów dotąd jedynie niechętnych europeizacji Ukrainy w wyznawców idei powrotu mitycznego imperium sprzed stu lat. A Europa naiwnie nie wierzy w szaleństwo. Dobrobyt, dobre wzorce, wymiana handlowa miały zmienić Rosję. Kiedy ta wiara upadła, pozostał czysty biznes i strach przed poniesieniem kosztów. Europejczycy nie chcą się poświęcać, rezygnować z przywilejów dobrobytu, z kupowanego co parę lat nowszego samochodu, z wakacji na greckich wyspach czy Kanarach. Poświęcenie? W Donbasie poznałem żołnierza, ochotnika o pseudonimie Szulc. Miał żonę, dwójkę dzieci i dobrą pracę w Kijowie. Ciepły, serdeczny, stateczny człowiek. Rzucił to wszystko, za własne pieniądze kupił broń i sprzęt, wstąpił do ochotniczego batalionu. Dwa tygodnie później dowiedziałem się, że zginął w walkach z separatystami pod Iłowajskiem. Nikt nie wymaga od Europy takiego poświęcenia. Jeszcze. Bo jeszcze można liczyć na Ukrainę. Nie boję się o nią. Ukraina walczyła i przetrwa.”
 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Wot, procedury...


Całkiem niedawno wychodziłem z marketu na Alei Rustawelego w Tbilisi – samym centrum miasta z butelką czegoś dobrego w ręku, gdy usłyszałem potworny huk gnących się o siebie karoserii. Prawie naprzeciwko mnie właśnie miał miejsce wypadek. Stara Vectra najechała na tył Hyundaia. Opla ustawiło w poprzek, koreaniec stał na pasie. Zbiegli się ludzie. Natychmiast zaczął też powstawać potworny korek. Jak na Gruzję i centrum Tbilisi to dość długo nie było policji ale chyba sami utknęli w tym korku. Byli po czterech minutach. Najpierw dwa radiowozy potem jeszcze dwa. Jedna osoba jadąca Hyundaiem była lekko ranna. Po chwili na miejscu była już karetka. Policjanci natychmiast po przybyciu zaczęli rozganiać powstały korek, równocześnie zabezpieczając miejsce zdarzenia. Specjalnym „mazakiem” obrysowali miejsca gdzie znajdowały się opony pojazdów biorących udział w zdarzeniu i natychmiast osobiście oraz z udziałem postronnych osób zaczęli spychać pojazdy z pasa aby udrożnić drogę. Do tego od razu przyjechali śmieciarze aby pozamiatać pas i uprzątnąć leżące resztki rozbitych pojazdów.


Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że u nas przy zdarzeniu drogowym, w którym jest osoba ranna, pojazdy musiałyby pozostać na miejscu do zakończenia czynności, skutecznie paraliżując pół dużego miasta a już nie daj Boże gdyby wypadek był śmiertelny to musiałby na miejsce przyjechać prokurator i cały cyrk trwałby kilka godzin. W Gruzji Saakaszwili skutecznie uprościł wszystkie procedury i dzięki temu wszystko można zrobić naprawdę prościej. Policjanci przybyli na miejsce od razu zaznaczyli gdzie stały pojazdy i zajęli się udrażnianiem ruchu a pisanie protokołów zostawili sobie na czas jak już sytuacja będzie opanowana. U nas takie postępowanie przy rannej osobie byłoby po prostu niemożliwe.
Wot, procedury…

niedziela, 9 listopada 2014

Wagon typu plackart


Nie zna Ukrainy kto nie jeździł plackartnym! I nie tylko Ukrainy, w ogóle wszystkich krajów byłego ZSRR, w których nadal wchodzą one w skład pociągów. Wagon plackartny to fantastycznie rozwiązany wagon sypialny ale bez przedziałów. Zbudowany jest z przegródek, które nie są zamykane a dodatkowo wzdłuż całego wagonu, podłużnie do przejścia także są miejsca do leżenia. Oczywiście także piętrowe. Gdy pierwszy raz byłem na Ukrainie i pełen błogiej nieświadomości kupiłem po różnych perturbacjach bilety na Krym, właśnie w plackarcie to po tym jak wsiedliśmy do wagonu oczy z lekka wyszły nam na wierzch. Ale źle nie było. Fantastyczna atmosfera, ludzie zagadują, ktoś wyciągnie flaszkę, ktoś jedzenie i rozmowa się rozkręca. Zawsze, jak tylko mam możliwość to kupuję bilet na wagon plackartny. Po pierwsze jest najtańszy – przykładowo gdy jechałem na Majdan do Kijowa w czasie Rewolucji Godności to zapłaciłem jakieś 40 złotych. Po drugie poznajesz ludzi – w tym wspomnianym pociągu poznałem akurat mocną ekipę ze Lwowa jadącą wesprzeć protest w stolicy. Najczęściej godziny przejazdów są dobrane tak aby wsiąść do pociągu wieczorem a rano, w miarę wyspany wysiąść na stacji docelowej. Gdy jechałem na Krym to dodatkowo fajną sprawą było to, że im dalej na południe tym więcej można było kupić różnych kulinarnych rzeczy na stacjach, na których pociąg się zatrzymywał. Wybór był naprawdę ogromny i można się było najeść dobrze i do syta. Co ważne ukraińskie pociągi są zwykle punktualne co do minuty, nawet na bardzo odległych trasach – pociąg Lwów – Symferopol po chyba 26 godzinach jazdy, wjechał na stację końcową co do minuty!

Zwykle towarzyszyły mi miłe wspomnienia z jazdy wagonami klasy plackart.
foto - internet