wtorek, 26 sierpnia 2014

Solianka – wersja HARD


Dziś znajomi zamówili zupę solianka. Jest to znana bywalcom Ukrainy i Rosji zupa z wkrojonymi kawałkami ogórka, mięsa i jeszcze kilku rzeczy w zależności od inwencji kucharza. Ale to co wjechało na nasz stół nieco nas poraziło. Zupa była taka, że w łyżka stawała pionowo! Do tego była pyszna, dobrze doprawiona, po prostu wspaniała! Oczywiście zostaliśmy poczęstowani – pierwszy raz jadłem zupę widelcem.

A wszystko to działo się w gruzińskim mieście Achalkalaki, zamieszkałym w większości przez Ormian z ukraińsko – rosyjską zupą w tle…
Foto internet
 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Kijów nie może się cofnąć


Berliński szczyt nie przyniósł żadnych rozwiązań, bo jedyne akceptowalne dla Europy to wstrzymanie działań wojennych, zaprzestanie ataków na rosyjskich terrorystów przez ukraińskie oddziały ATO, aby wreszcie media przestały trąbić o zbrodniach popełnianych przez tzw. Separatystów i aby po odczekaniu jakiegoś czasu można było znów spokojnie z Rosją interesy robić.

 

Ale Kijów mówi twardo NIE i dalej naciera na pozycje terrorystów. Ukraina nie może się teraz cofnąć bo doprowadzi to do utworzenia kolejnej strefy zamrożonego konfliktu takiej jak Abchazja czy Naddniestrze i to w dodatku na terenie bardzo ważnym gospodarczo dla Ukrainy. Siły ATO musza przeć naprzód, dążyć do uszczelnienia granicy a zachód powinien jeszcze w tym pomóc dostarczając sprzęt i instruktorów oraz dane wywiadowcze. Inaczej Donbas będzie stracony na lata a może i na zawsze. Trzeba dusić separatystów, nie dawać im oddechu a jeśli Rosja będzie chciała interweniować to, niestety będzie wojna na całego. Patrząc na to jak Ukraińcy walczyli na Majdanie raczej nie wierzę aby Rosji udało się kontrolować terytorium Ukrainy. Ukraińcy nie boją się walczyć.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Opuszczone


Miejsca po wsiach, nie tylko Łemkowskich bo żyły tam różne narodowości, Polacy także, opuszczone w wyniku Akcji „Wisła”. Ślady po nich były później wręcz zacierane przez wojsko. Dziś czasami ciężko dopatrzyć się, że coś tam było. Pozostały cmentarze i cerkwiska, które świadczą o znajdujących się tam niegdyś ludzkich osiedlach.

„Gdzie ja jestem? – pyta autor – W Bieszczadach?! Co to ponoć wilki podchodziły tam pod same okna chałupy? Co to ponoć kraina bez Boga i milicji, za to pełna kryjących się przed prawem i alimentami opryszków? Ziemia krztusząca się jeszcze dymem pogorzelisk i parująca krwią po bieszczadzkiej wojnie braci, co tylko tym siężnili między sobą, że jedni raz, a drudzy trzykrotnie żegnali się przy pacierzu?”
Cytat z książki Jerzego Janickiego „Opowieści bieszczadzkie” Olszanica 2008.


Cmentarz jaki pozostał po wsi Beniowa oraz po wsi Sianki (po ukraińskiej stronie wieś istnieje) w tzw. Worku Bieszczadzkim





 
A to już świadectwa obecności ludzkiej w okolicach Arłamowa








 
 

piątek, 8 sierpnia 2014

Prawdziwie powszechny obowiązek obrony


Niedawno w jednej z grup na facebooku toczyła się (dość niemrawo i bez polotu) dyskusja czy jest sens bronić się przed ewentualną inwazją rosyjską na Polskę czy lepiej od razu przejść do działań partyzanckich i konspiracyjnych aby nie doprowadzić do wielkich strat materialnych. A wiec – bronić się czy nie? Zapewne do głosu dojdą tu dwie grupy, nazwijmy ich „racjonaliści” i „militaryści” (można inaczej). „Racjonaliści” z pewnością będą udowadniać, że obrona nie ma sensu bo nasza armia i tak nie obroni naszego terytorium lub jego części. „Militaryści” będą zaś przekonywać, że walczyć trzeba, choćby po to aby zadać przeciwnikowi jak najdotkliwsze straty, związać w walce jak największe siły wroga i dać czas sojusznikom na reakcję. Będą też oskarżać „racjonalistów” o brak patriotyzmu, wygodnictwo i dbałość wyłącznie o własne cztery litery. Jak jest naprawdę? Jak powinno zachować się nasze społeczeństwo, państwo, armia w przypadku bezpośredniej agresji (lub pośredniej, przy użyciu „zielonych ludzików”)?

 

Spawa nie jest prosta. Oczywiście skłaniam się do opcji „walczyć” – nie możemy oddać bez walki naszego terytorium, choćby dlatego, że nie bylibyśmy wiarygodni dla naszych sojuszników i wtedy z całą pewnością nikt nie miałby zamiaru umierać za Gdańsk. Inna sprawa, że jakoś słabo wierzę w naszych sojuszników z NATO i w to, że będą nas bronić. Mimo wszystko uważam jednak, że trzeba walczyć całą siłą naszej armii i społeczeństwa. Tak, społeczeństwa, bo obrona Ojczyzny to nie tylko rola i obowiązek armii ale całego narodu. I tu, jak sądzę pojawia się problem – jak to – spyta pewnie niejeden – mamy prowadzić wojnę? Po co? Dlaczego? Nasze społeczeństwo, które zaczęło się już trochę dorabiać może nie być skore do poświęceń i utraty tych dóbr, na które tak ciężko pracowało. Jest grupa osób, także w moim otoczeniu, które zapewne podejdą do tematu „racjonalizatorsko” – część z nich po prostu od razu wyjedzie z kraju – przecież są obywatelami świata i jak nie tu to tam, nie oddadzą swojego w miarę wygodnego życia i majątku za kraj. Nie zaryzykują spalenia i całkowitego zniszczenia swojego kupionego na raty mieszkania no i po Be Em Wu może im przejechać ruski czołg i nic z niego nie zostanie, choć najprawdopodobniej po przystawieniu kałacha do głowy po prostu oddali by swoje cacko bez szemrania. Innym problemem jest roszczeniowa postawa wielu młodych (i nie tylko młodych bo około 30tki) ludzi, którzy powiedzą: płacimy podatki na wojsko więc niech nas broni (tematem pokolenia Y „powalczę” w jakimś kolejnym tekście). Nie. Obrona kraju to obowiązek wszystkich obywateli, bez wyjątku, czy masz przeszkolenie czy nie.

Edukować oczywiście trzeba młode pokolenia ale nie w duchu nacjonalistycznym ale prawdziwie patriotycznym bez zawłaszczania prawa do tegoż patriotyzmu przez jakiekolwiek partie polityczne. Mamy zawodową armię, której z roku na rok topnieją rezerwy. Niech ta armia pozostanie zawodowa – operacyjny komponent sił zbrojnych ale niech jednocześnie każdy facet mogący służyć w armii odbędzie powiedzmy trzymiesięczne przeszkolenie, obowiązkowe, w rejonie swojego miejsca zamieszkania w oddziałach terytorialnych tak aby w razie „W” nasycenie terenu wojskiem było wystarczająco duże i aby wizja nieustannej wojny partyzanckiej, prowadzenia działań nieregularnych przez przeszkolonych do tego ludzi, z przygotowaną infrastrukturą i zapleczem spędzała sen z powiek ewentualnym agresorom, by była dla nich kosztowna i wiązała znaczne siły w przypadku chęci okupowania naszego terytorium. To są elementarne podstawy prowadzenia odpowiedzialnej polityki pro obronnej. Do tego mądre inwestowanie w armię odpowiednich środków finansowych. I budowanie pro obronnej świadomości społecznej.

To wszystko zapewne jest niepopularne o czym piszę. Ale konieczne do skutecznej obrony kraju. W świetle wydarzeń na Ukrainie wszystko nabiera innego znaczenia.
Na koniec coś z humorem:

niedziela, 3 sierpnia 2014

Polsko - Ukraiński dansing


Zasiedliśmy wczoraj w zakarpackiej knajpie na starym mieście w Pradze. Nie muszę dodawać, że ściągnęła mnie do tego miejsca ukraińska flaga wisząca nad drzwiami. Restauracja serwuje kuchnie czeską, słowacką, ukraińską i węgierską, taki mix z pogranicza. 
 
Dostaliśmy menu po ukraińsku i angielsku. Obsługa dość szybko zorientowała się, że ma do czynienia z Polakami. Zamówiliśmy trochę jedzenia a do tego wino i piwo. Po jakimś czasie zaczęła się muzyka na żywo. Gość śpiewał przygrywając sobie syntezatorem i dodając podkład z jakiegoś ustrojstwa. Po dwóch kawałkach śpiewający przywitał swoich polskich gości (czyli nas) dziękując nam Polakom za wsparcie w czasie rewolucji i od razu przechodząc do piosenki zespołu Taraka „Podaj rękę Ukrainie”, nagranej specjalnie dla ludzi stojących na Majdanie. W jeden z zimowych dni rewolucji piosenkę o umówionej porze nadały wszystkie polskie media elektroniczne.
https://www.youtube.com/watch?v=QtClmp3zQBc

Poczuliśmy się nieco wyróżnieni. Facet w ten sposób dziękował nam, Polakom za wsparcie jakiego udzielił im nasz kraj i zwykli Polacy stojący razem z nimi na Majdanie, zbierający pieniądze i środki opatrunkowe, zapewniający wojskowe samoloty ewakuacji medycznej dla najciężej rannych. Ukraińcy to doceniają. Gość nawet nie wiedział jak dobrze trafił.

A potem już poszło. Okean Elzy „Bez Boju”
https://www.youtube.com/watch?v=VyAdbv9vooc

To jedna z piosenek wspierających rewolucję, słynnej ukraińskiej grupy rockowej.

Potem było już tylko lepiej. Zestaw polskich piosenek weselno – biesiadnych, które śpiewaliśmy razem z wokalistą, wzbudzając niemałe zainteresowanie dwóch azjatycko – japońskich par również siedzących w knajpie. Nawet robili nam zdjęcia.
 

Impreza rozkręcała się coraz bardziej. Zaczęły się tańce. A właściwie to wspólny polsko – ukraiński dansing ze wspólnymi tańcami wraz z obecnymi tam także Ukraińcami. W międzyczasie gdy wyszedłem na zewnątrz by zaczerpnąć powietrza, pogawędziłem sobie z akurat palącym papierosa kelnerem. Opowiadał mi, że ktoś ciągle zrywa im ukraińskie flagi i że to na pewno Ruscy ale nie ci co żyją w Pradze bo oni wiedzą o co chodzi i są ogarnięci, tylko tacy przyjezdni, turyści co na chwilę wyjechali z „raju Putina” i są kompletnie indoktrynowani. 
 
Oczywiście martwił się sytuacją w swoim kraju.

Zabawa trwała chyba do 24 i pewnie trwała by nadal gdyby nie to, że na drugi dzień wracaliśmy do Polski i trzeba było jakoś rano wstać. Pożegnaliśmy z naszymi nowo poznanymi znajomymi bardzo serdecznie jak to zwykle bywa na wschodzie i poszliśmy na ostatni tramwaj jadący do naszego hotelu.

Gdyby ktoś z Was był w Pradze to zapraszam Was do fajnej zakarpackiej knajpy z pogranicza: ulica Dobrenskich 3, na starym mieście, niedaleko Wełtawy.